sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 8

22.06.2016.r.

  Ćwierćfinał + Polska reprezentacja to nieprawdopodobne, ale jakie prawdziwe. Wypoczęci i pozytywnie nastawieni chłopcy pojechali na poranny trening. Waldemar dawał im ostatnie wskazówki odnośnie meczu, a później, później kazał im iść do fizjoterapeutów, masażystów i psychologów. Ot, co taka zmiana. Nikt nie protestował, lecz chłopcy byli szczęśliwi, że w końcu nikt nie będzie im prawił kazań przed tak ważnym dla nich, jak i kraju meczem.
                                                                          * * * * * *
   Mecz rozpoczął się punktualnie o godzinie 20:45. Pierwsze minuty były nerwowe. Oby dwa zespoły popełniały liczne, proste błędy, ale żaden z nich nie stracił bramki. Robert miał trudne życie w tym spotkaniu, bo kryło go dwóch zawodników, także nijak nie mógł przejąć podania, a co dopiero pomyśleć o zakończeniu akcji.
  W 37 minucie zawodnik z numerem 23 na koszulce popełnił brutalny faul na naszym kapitanie, który leżał na murawie zwijając się z bólu. Na szczęście cierpienie Łukasza nie poszło na marne, gdyż owy zawodnik dostając czerwoną kartkę wyleciał z boiska. Piszczek również musiał opuścić plac gry, lecz gdy służby medyczne opatrzyły i zszyły jego rozcięty łuk brwiowy, znów powrócił na boisko. Pierwsza połowa nie przyniosła żadnych skutków. Piłkarze z mieszanymi uczuciami zeszli do szatni.
- Wymęczyliście ich, ale sami też pierwszej świeżości nie jesteście więc oszczędzajcie siły na sam koniec. Grajcie pressingiem, lecz tylko na własnej połowie. Ogólnie to nie mam zastrzeżeń co do gry. Jedynie musicie szybciej wyprowadzać kontrataki, bo te, które przeprowadzaliście w pierwszych 45 minutach, były zbyt powolne żebyście cokolwiek z nich wyciągnęli, rozumiecie? - spytał retorycznie - A teraz uzupełnijcie płyny, przemyślcie to, co teraz powiedziałem i wygrajcie ten mecz! Bo jak nie... To jutro na treningu was wykończę! - krzyknął na odchodne trener
- Dobra chłopaki, jest ciężko. Nie oszukujmy się, bo każdy z nas wie, że kolejne minuty będą jeszcze trudniejsze, ale nie możemy się teraz poddać! Za daleko doszliśmy by to spartolić!. Jest to dla nas wielka szansa, którą musimy bezwarunkowo wykorzystać, po prostu nie możemy jej zaprzepaścić! Wierzę w wejście do półfinału! Pokażmy Czechom, kto jest górą! - krzyczał motywująco Łukasz
- Pokażemy!! - zawtórowali mu koledzy
- I tak trzymać, a teraz chodźmy zamienić nasze słowa w czyn! - rzekł otwierając drzwi szatni - Zróbmy to dla kibiców i co najważniejsze nie zawiedźmy Kuby, który teraz nam kibicuje!
- Masz całkowitą rację! Zmieciemy ich!
- Rozgnieciemy jak karaluchy!
- Po prostu damy z siebie więcej niż w 1 połowie!
- I takie podejście mi się podoba, a teraz wychodzimy panowie!
  Druga połowa rozpoczęta. Czesi nie mieli zamiaru się poddawać. Wynik bezbramkowy napędzał oby dwa zespoły. Mieliśmy szansę na objęcie prowadzenia po indywidualnej akcji Lewandowskiego, lecz piłka o centymetry minęła się z poprzeczką. Jak to jakiś mądry człowiek powiedział "Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić." i tak też było w tym przypadku. Po wznowieniu gry przez Petr'a Cech'a futbolówkę przejął rozpędzony Rosicky, który lewą stroną popędził w stronę bramki. Wdarł się w pole karne i oddał strzał, bardzo mocny strzał, lecz piłka nie trafiła do siatki lecz odbiła się od pleców Łukasza, po czym wpadła pod nogi osłupiałego Klicha. Ten nie zastanawiając się długo posłał ją na wolne pole. Robert kontra trzech obrońców reprezentacji Czech. Dwóch z nich chciało wziąć go w kleszcze lecz ten szybko im odskoczył i popędził za wolno toczącą się piłką. Przechwycił ją. Spojrzał w pole karne gdzie z obrońcami przepychał się Furman. Padło dośrodkowanie na 8 metr. Dominik odbił się ile sił od podłoża, dosięgną piłkę głową i posłał ją do siatki. Ciśnienie w żyłach naszych zawodników automatycznie spadło. Na trybunach panował dziki szał, to samo działo się w głowach Czeskich zawodników, a jedyną różnicą było to, że na trybunach panował szał radości, a w głowach piłkarzy szał złości. Arbiter główny wznowił grę. Polscy piłkarze uśpieni w słodkim letargu pogubili się w grze, co szybko wykorzystali przeciwnicy i doprowadzili do remisu po 1.
  Podstawowy czas gry powoli dobiegał końca, a nic nie wskazywało na jakikolwiek przełom. Sędzia doliczył do niego 3 minuty, 3 minuty, które miały zadecydować o tym kto wejdzie do półfinału, 3 minuty przez które niewiele się wydarzyło i nadszedł czas na 30 minutową dogrywkę.
  W szatni panował strach, strach przed porażką. Łukasz czuł potrzebę ogarnięcia zespołu i doprowadzenia go do pionu.
- Cisza! - wrzasnął - To, że jest dogrywka nic nie znaczy! Grajmy tak, jakby to była kontynuacja 2 połowy i koniec kropka! Zachowujecie się gorzej niż dzieci! Skupcie się! Przygotujcie psychicznie i zepnijcie te wasze szanowne zady! Nie odpuścimy i damy z siebie max ja to wiem i wy też to wiecie! - cały czas krzyczał - A teraz pokażmy na co nas stać i skopmy im tyłki... - powiedział nieco spokojniej
- Damy radę chłopaki! - podchwycił Robert
- Nie ma na co czekać, musimy złapać wiatr w żagle i chwycić zwycięstwo! - podsycał atmosferę Dominik
- Wychodzimy chłopaki! - wrzasnął trener wychodząc z szatni
  Nastał czas dogrywki. Jeżeli w niej nie padnie żaden gol, to nadejdą rzuty karne, które nie wróżą nic pozytywnego.
  Wszyscy zawodnicy byli zmęczeni, a nawet śmiało można powiedzieć, że wycieńczeni. Po pierwszych 15 minutach uzupełnili płyny i rozpoczęli drugą połowę dogrywki. Drużyna Czeska jak i Polska miała dużo okazji podbramkowych, lecz żadna z nich nie potrafiła wykorzystać nawet 100% sytuacji.
  Cóż, rzuty karne, to one miały przesądzić o zwycięstwie którejś z dwóch drużyn. Nasza reprezentacja jako pierwsza miała podejść do wykonania 11.

                        POLSKA                                                                         CZECHY
                              O - Lewandowski                                                             O
                              O - Furman                                                                      O
                              O - Kosecki                                                                      O
                              O - Piszczek                                                                    X
                              X - Klich                                                                                  
  Ostatni głos należał do Rosicky'ego to jego strzał miał zdecydować kto dostanie się do półfinału Euro2016, to jego noga miała albo umieścić piłkę w siatce, albo posłać ją daleko w trybuny.. Dla nas korzystniejsza byłaby oczywiście opcja numer 2 lecz wszystko było teraz w rękach, a właściwie to nogach Czecha. Jeśli padłoby teraz trafne trafienie gra toczyłaby się dalej, jeśli pomocnik by sfiksował, lub nasz bramkarz obroniłby strzał bylibyśmy w półfinale... Tomas wziął krótki rozbieg, zamachnął się i wierzchnią częścią stopy uderzył w piłkę, która perfidnie odbiła się od poprzeczki i poszybowała wysoko w górę.
  Radości nie było końca. Polska drużyna w końcu awansowała do półfinału i mogła powalczyć o finał, a było ich na to stać.
- Chłopaki! Jestem z was mega dumny! Widać było, że włożyliście w dzisiejszy mecz uczucie! I to mi się podoba! Tak ma być dalej! - wrzeszczał zadowolony Łukasz
- Półfinał gramy już pojutrze z Portugalią, więc musimy dać z siebie wszystko! A teraz jedziemy do hotelu. Wyśpijcie się porządnie, bo jutro rano lecimy znów do Paryża! Od razu po przylocie zakwaterowanie, stadion i tam zajmą się wami masażyści i fizjoterapeuci! - krzyczał podniecony Fornalik
  Piłkarze wsiedli do reprezentacyjnego autokaru i udali się do hotelu. Stamtąd poszli do pokoi, a z zaśnięciem nie było żadnego kłopotu i wszyscy, bez wyjątku, przed północą smacznie spali.

                                        Zapraszam serdecznie na mojego nowego bloga! :D



Oj taaak, teraz już półfinał :D Jak wam się podoba ten rozdzialik? Czy w ogóle się podoba?

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 7

21.06.2016.r.

  Ból łydek rano był niemiłosierny, ale wszyscy dzielnie zwlokli swe ciała z łóżek i wybrali się do restauracji. Tam panował zgiełk. Łukasz nie zdążył nawet usiąść przy stole, gdyż trener gestem ręki przywoływał go do siebie.
- Co się stało trenerze? - spytał zdezorientowany
- A stało się, stało... - zaczął - Odesłałem dzisiaj Kubę do domu..
- Ale dlaczego? Co z nim? - pytał nerwowo ściskając palce
- Okazało się, że we wczorajszym meczu naderwał mięsień przywodziciela i no cóż.. Trudno mi to mówić, ale w tych rozgrywkach nam już nie pomoże..
- I co w związku z tym? - nadal pytał
- To, że to ty przejmiesz opaskę kapitana. - oznajmił klepiąc Łukasza po plecach
- Ale ja się nie nadaję na kapitana... - twierdził obrońca
- Jesteś poważny i zdecydowany, a to jest chłopakom potrzebne! Umiesz motywować, więc przejmiesz opaskę kapitańską. A teraz idź zjeść śniadanie. - powiedział odchodząc do swojego stolika
  Osłupiały Łukasz usiadł między Robertem, a Grześkiem i zaczęły się pytania.
- Co ci? Co chciał trener?
- Będę kapitanem... - wyjaśnił
- Ale jak to? Gdzie Kuba?
- W domu. - powiedział biorąc kęs kanapki
- Dlaczego?
- Naderwał mięsień przywodziciela.. - posmutniał
- Ahaa.
- Ej, stary, nie przejmuj się wszystko będzie okej, a ty na kapitana się nadajesz. - próbował pocieszyć go Krychu
- No nie wiem.. Wiecie jaki ja jestem... Cichy.. - objaśniał
- Niby tak, ale przezwyciężysz to i pokażesz trenerowi, że słusznie to ciebie wybrał na te stanowisko. - uśmiechnął się Robert
- Dzięki chłopaki. - odwzajemnił uśmiech - Teraz chodźmy się spakować i lećmy na podbój Marsylii
                                                                         * * * * * *
  W późnych godzinach wieczornych chłopaki dotarli do Marsylii, gdzie trener od razu po przylocie nakazał trening. Zmęczeni, ale pozytywnie nastawieni piłkarze udali się na Stade Velodrome, gdzie miał odbyć się jutrzejszy mecz.
- Na początek 5 okrążeń! - rozkazał rozpromieniony Waldemar
- Się robi... - powiedzieli na raz i ruszyli przed siebie
  Godzinę. Tyle trwał trening. Według Roberta i Łukasza nie był już on taki sam, bo bez Kuby to nie to samo, ale piłkarze dawali radę i z nadziejami na zwycięstwo z Czechami opuścili ten jakże piękny stadion.
  Droga do hotelu minęła bardzo szybko i wszyscy w mgnieniu oka znaleźli się w swoich pokojach. Łukasz wraz z Robertem i Grześkiem postanowili podyskutować troszeczkę na temat zbliżającego się wielkimi krokami meczu o wszystko. Ich rozmowa nie trwała jednak długo, gdyż trener usłyszał podniesione głosy dobiegające z pokoju Krychowiaka i bez pukania wparował do pokoju.
- A wy co?! Musicie się wyspać! - lamentował Waldek
- Niby tak, ale..
- Ale, ale! Nie ma żadnego "ale" do swoich pokoi, już! - nakazał rozwścieczony
- Dobrze. - przytaknęli i każdy ruszył w swoją stronę

                                             

Dupa, dupa, dupa, dupa! Nie mogłam dzisiaj sklecić żadnego porządnego zdania, a w ruch ciągle szedł Backspace.. I tak oto powstało to coś u góry, za co baardzo przepraszam..

                                                   Wesołych Świąt kochane! <3

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 6

  20.06.2016.r.

  Godzina 20:00, zostało już tylko zaledwie 45 minut do mecz Polska - Dania. Piłkarze razem z trenerem weszli do szatni, by omówić ostatnie szczegóły co do ustalonej wcześniej taktyki.
- To co panowie? Gramy ofensywnie, z resztą wiadomo dlaczego. Kosa, dzisiaj wyjątkowo w bramce, dlatego, też w środku boiska musicie stopować każde akcje Duńczyków. Co więcej.. Otóż to, iż przydałoby się w razie "w" cofać do obrony. No i to wszystko, nie zawiedźcie i grajcie na 100%, a teraz przebierać się i psychicznie przygotowywać na te spotkanie. - powiedział wychodząc z szatni
  Chłopaki ze zdziwieniem popatrzyli się na młodego Koseckiego.
- Mam coś na twarzy? - spytał rozdrażniony
- Niee.. Wszystko w porządku, tyle tylko, że masz stać w bramce.. To już jest dziwne. - dukał Domi
- Ja, nie jestem z tego powodu zadowolony, ale to tylko jeden mecz. Wytrzymam. - oznajmił zakładając korki
- Miejmy nadzieję, że się spiszesz, a teraz ubierać się i do rękawu! - uciął kapitan
  Zawodnikom nie pozostało nic innego jak posłuchać kapitana, bo to w końcu on kierował drużyną. Nikt nie był bardziej opanowany od niego, nawet Łukasz.
  Czas tego dnia mijał bardzo szybko, aż w końcu piłkarze musieli opuścić szatnie i wybiec na boisko. Stres i niepewność jak zawsze doskwierały w najlepsze, tworząc śmiertelny duet. Lecz tym razem Biało - Czerwoni dla odmiany, byli spokojni i opanowani, to ich przeciwników zżerał strach przed porażką.
  Pierwsza połowa była wyjątkowo nudna, ale wszystko szło po myśli trenera i każde akcje kończyły się w środku boiska. Duńczycy mieli chyba tą samą taktykę, gdyż oni również stopowali nas w tym obrębie. Schodząc do szatni każdy miał inne odczucia co do dalszej części meczu. Jedni myśleli "Uda się." drudzy "Nie będzie tak źle", a inni "Przegramy." Tak, również złe scenariusze przewijały się przez myśli naszych piłkarzy. Fornalik to widział i kiedy tylko weszli do szatni zaczął swoją przemowę.
- Jest dobrze, nawet powiem więcej, jest bardzo dobrze. Jeżeli będziecie grać tak przez kolejne 45 minut, to zwycięstwo, lub remis mamy jak w banku. Rzeźnik, musisz włączać się w akcje ofensywne, bo na obronie ewidentnie nie masz co robić, to samo tyczy się ciebie Łukasz. - uśmiechnął się przyjaźnie - Chłopaki, dacie radę i ja to czuję. Te rozgrywki będziemy dobrze wspominać. Co tu jeszcze... A tak! Kosa, ty też staraj się włączać w akcje ofensywne.
- Ale trenerze przecież ja jestem bramkarzem i jak wyjdę z bramki to nie będzie miał kto mnie asekurować.. - wtrącił zaskoczony
- Rób to co ci każe, dzisiaj gramy jeszcze bardziej odważnie, rozumiesz? Musimy wystraszyć przeciwnika i spróbować czegoś nowego. To co? Idziemy na drugą połowę! - krzyknął entuzjastycznie i opuścił szatnię
- Czy tylko ja mam wrażenie, że trenerowi coś odwaliło? - spytał niepewnie Robert
- Też mi się tak zdaje.. Więc, cóż nam począć, nie słuchajmy się go. - zaczął Kuba - Kosa, ty stój w tej bramce i nigdzie się z niej nie ruszaj. Łukasz i Rzeźnik tak jak zawsze na obronie, a my, my w natarciu, po prostu nie możemy pozwolić na wyprowadzenie niebezpiecznej akcji Duńczykom, zrozumieliście? - spytał kapitan łapiąc za klamkę
- Jasne, tak łatwo się nie damy. - zawtórowali mu koledzy
  Drugą połowę zaczynali nasi przeciwnicy, lecz szybko stracili piłkę. Udało nam się przedrzeć przez obronę reprezentacji Danii, Robert zdecydował się na strzał, który zdołał wypiąstkować bramkarz. Futbolówka znalazła się pod nogami jednego z Duńczyków. Biegł on środkiem boiska, gdzie akurat nie było ani jednego naszego zawodnika. Łukasz i Rzeźnik co sił biegli w jego stronę. Pierwszy wślizg wykonał Rzeźniczak, lecz był on nieskuteczny. Chwilę później to samo uczynił Łukasz, któremu udało się wyprowadzić z równowagi zawodnika z numerem 17 na koszulce. Trwało to chwilę, bo ten nie miał zamiaru się poddać i szybko podniósł się z murawy, ponownie dopadając do piłki. Młody Kosecki pewnie wyszedł z bramki, sunął wprost na rozpędzonego Duńczyka. Minął pole karne i nie miał zamiaru zwalniać, biegli na siebie, aż w końcu Duńczyk zorientował się w intencjach Kuby i bezczelnie go przelobował. Co uczynił Kosecki? Odwrócił się i począł pędzić w stronę bramki, to samo gestem ręki rozkazał swojemu imiennikowi, oraz Łukaszowi. W trzech mieli większe szanse co do wybicia piłki, która leniwie turlała się w stronę wielkiego prostokąta. Niestety, ten kto powiedział, że piłkarz nie jest w stanie dogonić piłki miał rację.. Ku naszemu niezadowoleniu futbolówka znalazła swoje miejsce między słupkami.. Nasi trzej zawodnicy byli tak bardzo rozpędzeni, że nie zdołali wyhamować. Rzeźnik, Piszczu i Kosa uczynili to samo, co przed momentem piłka, również zaplątali się w siatce.
  Do końca owego spotkania zostało zaledwie 5 minut, żaden Polak nie był z tego powodu zadowolony, lecz zbawienie nadeszło w najmniej spodziewanym momencie. Jeden z Duńczyków sfaulował Furmana 26 metrów od bramki, a sędzia odgwizdał rzut wolny i obdarzył sprawcę żółtym kartonikiem. Lewandowski, Krychowiak lub Furman, któryś z nich maił podejść do wykonania tego rzutu.
- No to co, Dominik, wszystko jest w twoich rękach. - rzekł poważnie Lewy
- Ale ja czuję, że to spieprzę! - uniósł się Furmi
- Spokojnie, Domi, oni myślą, że to ja będę strzelał, bo w końcu poprawiałem piłkę. Zrobimy taką mini kombinację, wezmę rozbieg, ale przebiegnę obok piłki, wtedy ty i Robert również, obydwoje będziecie biegnąć do oddania strzału, ale Robert w ostatniej chwili odskoczy i to ty oddasz strzał. Zrozumiałeś? - zapytał ze zdenerwowaniem Krychu
- Tak, zrobię wszystko co w mojej mocy by nie zawieść. - wstrzymał oddech
  Arbiter główny zezwolił na wykonanie stałego fragmentu gry. Krychu jeszcze raz dla niepoznaki poprawił piłkę, odliczył 5 kroków i zaczął biec w jej stronę. To samo uczynił Domi i Robert, który tak jak było zaplanowane odskoczył w prawy bok. Furman zamachnął się i mocno kopnął piłkę, która nabrała takiej rotacji, że bramkarz rzucił się w lewą stronę, a ona zmieniła kierunek i odbijając się od wewnętrznej strony słupka zatrzepotała w bramce. Chwilę później arbiter zakończył to spotkanie. Chłopaki nie kryli swojej radości, bo już nie pamiętali kiedy wyszli z grupy na jakiekolwiek ważne dla reprezentacji rozgrywki.
- Brawo panowie! Już po jutrze gramy mecz ćwierćfinałowy! Zgadnijcie z kim! - piszczał z radości Waldek
- Z Włochami?
- Ukraina?
- Hiszpania?
- Czechy?
- Bingo! Z reprezentacją Czech! Jutro po południu lecimy do Marsylii, tam odbędzie się mecz. Teraz uśmiech i do hotelu. Musicie wypocząć, bo wasze mięśnie po tym boju już na pewno ledwo zipią!
- Oj tak. - przytakiwali jednogłośnie piłkarze

                                             
Wiem, że być może zawiodłam was tym rozdziałem, ale kolejne mecze będą już ciekawsze, no i zbliżamy się do końca :D

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 5

  19.06.2016.r.

  Poranek, zawsze po meczu jest męczący, gdyż no cóż, zmęczenie i bolące nogi dają się we znaki. Piłkarze mimo wczesnej pory zwlokli się z wyjątkowo wygodnych łóżek i skierowali swoje kroki w stronę restauracji. Cały sztab trenerski czekał aż chłopaki spożyją posiłek i razem wylecą do Lyonu.
- Robert, co ty taki niemrawy dzisiaj jesteś? - spytał Kuba szturchając kolegę w ramię
- Od tego wczorajszego bronienia cały bark mnie boli.. - zaczął narzekać napastnik
- Nie dziwię ci się.. Mówiłeś to trenerowi? - spojrzał na niego podejrzliwie
- Nie, bo gdybym coś powiedział to wysłałby mnie na jakieś chore badania, co by trochę potrwało i mógłbym nie wystąpić w nadchodzącym meczu, a wiesz, że mimo moich starań kibice chcą więcej z mojej strony i wiesz co? Wcale się im nie dziwię, bo to, co pokazuję w Borussi, a to co pokazuję w reprezentacji różni się od siebie kosmicznie. - powiedział spuszczając głowę
- Ej, stary nie martw się i idź do trenera, bo zdrowie jest tu najważniejsze, nie sądzisz? - z ust kapitana ponownie wybrzmiało pytanie
- Masz rację. - przyznał wstając od stołu
  Robert z wielkimi obawami podszedł do rozprawiającego w najlepsze trenera.
- Przepraszam, że przeszkodzę, ale muszę z panem porozmawiać... Najlepiej w cztery oczy. - oznajmił wodząc wzrokiem po twarzach sztabu
- No dobrze, tak więc chodźmy. - pokazał ręką drzwi
  Waldemar poszedł z Robertem do swojego prowizorycznego na ten czas gabinetu.
- Słucham, o czym chcesz mi powiedzieć. - zaczął siadając
- Od wczoraj strasznie boli mnie bark...
- Zaraz zawołam fizjoterapeutę! Boże, ty nie możesz mieć teraz kontuzji! - przerwał mu zrywając się z krzesła
- Ale to nic poważnego, przynajmniej tak mi się zdaję. - uspakajał go Robert
- Nie, nie, nie kadra mi się rozsypuje! Wiesz co? Najlepiej będzie jak odpuszczę ci ten mecz z Danią, bo jestem pewien, że będziesz nam potrzebny w ćwierćfinale. A fizjoterapeuci zajmą się tobą jak dotrzemy do Lyonu. - oznajmił otwierając drzwi - Idź do siebie po walizki, zaraz wylatujemy
                                                                       * * * * * *
  Po godzinie 13. kadra trenera Fornalika szczęśliwie wylądowała w Lyonie. Zmęczenie się ulotniło i na twarzach zawodników pojawiły się lekkie uśmiechy. Gdy wszyscy rozpakowali swoje rzeczy udali się na Stade Gerland, stadion tutejszej drużyny. Waldemar nie oszczędzał piłkarzy przed arcyważnym meczem, tylko wyciskał z nich siódme poty. Robertem na czas treningu zajęli się specjaliści, okazało się, że nasz napastnik, tak jak przewidział trener. będzie musiał pauzować przez jeden mecz, by dojść do siebie. Lewy z kwaśną miną wszedł na murawę.
- I co? Co powiedzieli? - dopytywał się Waldemar
- Nie mogę zagrać w jutrzejszym meczu.. - wyjaśnił krótko, zwięźle i na temat
- To mamy problem.. Kto stanie w bramce? - głowił się na głos
- Może...
- Już wiem! Kosa! Po tym co wczoraj wyprawiał, może dać sobie radę! - przerwał mu po raz kolejny tego dnia
- Ale...
- Nie, nie ma żadnego "ale". Kosa! - krzyczał - Kosecki! No Kuba, no! - pieklił się
- Już idę! - odkrzyknął
- Ty. - dotknął jego klatki piersiowej palcem - Staniesz jutro w bramce.
- Trener żartuje, prawda? - zwrócił się do Roberta
- Nie, z resztą sam widziałeś, że wczoraj to ja pełniłem funkcję bramkarza... - wyjaśnił zirytowany
- Ale ja się nie nadaję! To, że zrobiłem jedno salto nic nie znaczy! - denerwował się
- A zasadził ci ktoś kiedyś kopa w dupe? - spytał Fornalik
- Nie. - stwierdził szybko
- To albo staniesz w tej cholernej bramce, albo ja sprzedam ci takiego kopniaka dupciu. - zaśmiał się
- Ej! Nie przypominajcie mi tego incydentu! To było prawie 4 lata temu, i to wszystko była wina moich spodenek! A właściwie to gumki... - plątał się
- Dobrze już dobrze.. Ty gumko. Czy chcesz, czy nie i tak jutro będziesz bramkarzem. - nakazał trener
- Okej.. - poddał się młody Kosecki
- Chłopaki! Koniec na dzisiaj! Zbieramy się, bo jutro czeka was ważny mecz, a już bardzo późno, więc na kolację i spać! - zarządził, a wszyscy zrobili dokładnie tak jak kazał

                                                   
Nudny, ale w kolejnym będzie ciekawiej, bo w końcu znajdzie się w nim opis meczu :D 

wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 4

17.06.2016.r.

  Kolejny dzień, następny trening, rozmowa z kolegami, czyli standard. Chłopaki po wczorajszym starciu z Holendrami byli nieźle poobijani, więc większość czasu spędzili u fizjoterapeutów i masażystów. Trudno się im dziwić, że nie mieli na nic ochoty i zaraz po spożyciu obiadu każdy poszedł w swoją stronę, do swojego pokoju. Jedni udali się spać, drudzy zasiedli przed telewizorem, a inni rozmawiali z rodzinami przez Skype, lub telefon. Kolacja, zgiełk w restauracji. O czym rozmawiali? O nadchodzącym meczu, przecież to już jutro. Skupiali się na taktyce, którą na treningu przedstawił trener, a także nietypowym ustawieniu, a mianowicie 3-5-2 (Boruc-Piszczek-Rzeźniczak-Jędrzejczyk-Błaszczykowski-Krychowiak-Furman-Kosecki-Sobota-Lewandowski-Grzelczak). Do głowy teraz nasuwa się jedno pytanie, dlaczego taka taktyka? Już wyjaśniam, a więc zawieszeni za czerwone kartki obrońcy.. Waldemar postanowił zagrać ten mecz ofensywnie. Po zjedzeniu ostatniego posiłku dnia wszyscy udali się do pokoi by spokojnie pomyśleć nad jutrzejszym wieczorem - czyli meczem, oraz udać się do krainy snów.

18.06.2016.r.

  Irlandia. Przeciwnik jak marzenie, uzasadnienie? Chyba nie potrzebne. Godzina 13, wylot z Paryża do Bordeaux. Mentalne przygotowania w samolocie. Zakwaterowanie w hotelu. Wieczorny spacer ulicami tego pięknego miasta i przyjazd na stadion. Jak widzicie czas mijał nieubłaganie i nadeszła godzina meczu.
  Tego dnia w szatni panował chaos. Zawodnicy czuli, że coś będzie nie tak, lecz ich niepewność, nie była do końca uzasadniona. Wyszli na przedmeczową rozgrzewkę. Wszyscy byli w znakomitych humorach, stres całkowicie odpuścił. W trakcie wykonywania próbnego rzutu rożnego Artur niefortunnie stanął na lewej nodze, upadł na murawę i począł zwijać się z bólu. W jednej chwili zrobiło się wielkie zbiegowisko. Sztab medyczny zajął się naszym bramkarzem, a trener chodził nerwowo w te i we wte szukając jakiegoś dogodnego wyjścia z tej sytuacji, bo w końcu do meczu pozostało zaledwie kilka minut.
- Chłopaki, do szatni! - nakazał głośno krzycząc
- Już ich zbieram trenerze! - odkrzyknął poważny jak przystało kapitan
  Po chwili wszyscy piłkarze zjawili się w szatni, gdzie siedział już Waldek.
- Jak zdążyliście już zauważyć mamy problem. Nie! Mamy wielki problem! Wojtek, ty w tym meczu będziesz numerem jeden i nie zawal tego, bo trzeciego bramkarza nie powołałem, a co z tego wynika? Że nie będzie miał cię kto zastąpić. Ubierać się i pokazać na co was stać, nie możemy dać się Irlandczykom! Jazda panowie! - wrzeszczał do nich motywująco
  Nadszedł czas wyjścia na murawę. Strach, stres, niepewność, to wszystko kumulowało się w głowach naszych reprezentantów, co nie wróżyło nic dobrego.
  Pierwsze minuty meczu zdecydowanie należały do przeciwników, lecz po dwóch kwadransach gry, to my przejęliśmy pałeczkę. Wszystko szło po naszej myśli, ale powinniśmy przyzwyczaić się do tego, że to nasza drużyna traciła pierwsza bramkę. I tak było tym razem. Irlandczycy sklepali kilka celnych podań, Jędrzejczyk dał się ograć, Łukasz gonił przeciwnika ile sił w nogach, wykonał wślizg, lecz za późno, gdyż zawodnik z numerem 17 na koszulce bezlitośnie wpakował piłkę do siatki. Cóż, na trybunie wschodniej Chaban-Delmas panowała radość, a na zachodniej? Co tu dużo mówić, niezadowolenie? Złość? Tak, myślę, że to dobre słowa. Trybuny trybunami, ale hola, hola! Co w tym momencie działo się na murawie? A dokładniej przy bramce, w której stał nasz bramkarz?! A mianowicie strzelec gola chciał wyjąć piłkę z bramki, lecz przy tej czynności, "dał Wojtkowi z bara" na co ten zareagował dość impulsywnie. Najzwyczajniej w świecie uderzył zaciśniętą dłonią swojego rywala w twarz, który chwilę później leżał "plackiem" na murawie. Sędzia był bliski tego całego zdarzenia i stała się rzecz, która zwaliła trenera z nóg. Czerwona kartka! Nasza defensywa uległa zniszczeniu w przeciągu dwóch meczy, a nawet nie! Bo przecież mijała dopiero 37 minuta drugiego spotkania..
- Robert! Robert, do cholery jasnej chodź tutaj! - wrzeszczał Fornalik tupiąc przy tym nogą
  Napastnik wedle rozkazu stawił się przy linii bocznej boiska.
- Masz! Zakładaj rękawice i leć na bramkę! - rozkazał wręczając mu je
- Ale trenerze...
- Nie ma żadnego "ale", albo wchodzisz na bramkę i ratujesz ten zespół, albo wylatujesz z kadry! A więc rusz dupę i do roboty! - krzyczał
  Lewandowski na bramkę? Co mu odbiło? Tego nie wiedział nikt, a nasz Lewusek kroczył niepewnie poprzez rozległe równiny soczystej trawy.. Nie, no dobra, bez jaj. Wojtek przez krótką chwilę zaczął kłócić się z arbitrem, ale jego temperament ugasił Kuba, który odholował go do linii bocznej. Szczęsny zniesmaczony zaistniałą sytuacją poszedł do szatni.
  Biedny Robert założył rękawice i stanął między słupkami. Sędzia wznowił grę. Polacy utrzymywali się przy piłce, wyjątkowo ją szanowali i nie dopuszczali do groźnych akcji przeprowadzanych przez przeciwników. Tak właśnie zakończyła się pierwsza połowa. Piłkarze dobrze wiedzieli, że w szatni bardzo im się oberwie, ale pomimo to wkroczyli do niej z podniesionymi głowami.
- Co to ma być?! Ja się ku*wa pytam co to ma być! Macie jak najszybciej poprawić swoją grę, bo jeśli to, co teraz nią nazywacie, będzie toczyło się przez cały mecz, obiecuję wam, że już nigdy, przynajmniej za mojej kadencji nie dostaniecie powołania na żaden mecz reprezentacji! Nie, no nie wierzę! Jak można przez swoją głupotę dostać czerwoną kartkę! No jak?! - zwrócił się do Szczęsnego, który spuścił głowę - Zacznijcie w końcu myśleć! Podania mają chodzić jak po sznurku! Lewy, ty teraz pełnisz funkcję bramkarza, wiem, że nie masz doświadczenia, ale daj z siebie max. Wy wszyscy dajcie z siebie 110% nawet jeśli byście mieli zostawić zdrowie na boisku! Zrozumiano?!
- Tak... - przytakiwali jednogłośnie
- To teraz róbcie to co do was należy i lećcie na drugą połowę, ale tym razem nie zawiedźcie... - westchnął ciężko i opuścił pomieszczenie
  Chłopcy przebrali się szybko, a Kuba skorzystał z sytuacji by przemówić im do rozsądku.
- Posłuchajcie mnie. Zaraz wychodzimy na drugą połowę tak? A teraz przypomnijcie sobie nasze zgrupowanie w Paryżu, plany, o których rozmawialiśmy co trening! I co? Jeden mecz, z takim przeciwnikiem może częściowo nam je skreślić! Więc co mamy zrobić?! - krzyknął pytająco
- Wygrać mecz! - odparli mu na to jednogłośnie
- Dobra, wychodzimy, przemyślcie sobie wszystko i grajcie na fulla! - motywował nadal kapitan
  Arbiter główny rozpoczął drugą połowę spotkania Polska kontra Irlandia. Polscy piłkarze wzięli sobie do serca przemowę trenera jak i kapitana. Na pierwszy rzut oka widać było poprawę. Akcje tworzyliśmy płynnie i dokładnie rozgrywaliśmy piłkę. Końcowe 15 minut, siły opuszczały każdego zawodnika, ale trudno było doszukać się jakiegokolwiek osłabienia. Młody Kosecki stracił piłkę w środku boiska. Irlandczycy nie mieli zamiaru odpuścić sobie takiej sytuacji. Stworzyła się naprawdę groźna sytuacja, ograny w polu karnym został Rzeźniczak. Lewandowski sam na sam z napastnikiem przeciwnej drużyny. Miał wrażenie, że serce wyleci mu gardłem. Wyszedł z bramki by skrócić kąt do oddania strzału. Napastnik wziął zamach, mocno uderzył w futbolówkę, która z wielkim impetem wylądowała na twarzy obecnego bramkarza. Lewy, mimo kwaśnej miny i czerwonej twarzy podniósł się z murawy, lecz nie zrobił tego wystarczająco szybko, gdyż jeden z Irlandczyków wykorzystując zamieszanie w naszym zespole, dopadł się do piłki i umieścił ja w bramce. Przegrywaliśmy 2:1, a do ostatniego gwizdka pozostało już tylko 5 minut + to co doliczy arbiter. Chłopakom nawet przez chwilę nie przeszło przez myśl że to już koniec, żeby się poddać, tylko nadal walczyli. Co rusz w stronę pola karnego zespołu z Irlandii wlatywała dośrodkowana piłka, aż w końcu przyniosło to skutek, gdyż wysoki Grzelczak wpakował futbolówkę głową do siatki. Zawodnicy nie cieszyli się długo, bo wiedzieli, że czas ucieka, a teraz jest on na wagę złota. Do podstawowego czasu gry sędzia doliczył 2 minuty. Szybką akcję przeprowadzili Irlandczycy, lecz Robert wczuł się w rolę bramkarza, gdyż wyszedł na 5 metr i rzucając się pod nogi jednego z nich, wyłapał piłkę. Gra została wznowiona od bramki, a biorąc pod uwagę to, że pozostała już tylko minuta, nasz kochany Lewusek opuścił bramkę i sam włączył się w akcję ofensywną. Piłka toczyła się pod nogami rozpędzonego Furmana, który podaniem obdarzył nadbiegającego z prawej strony Lewandowskiego. Strata piłki. Pusta bramka. Strzał zawodnika z numerem 27 na koszulce i to z 50 metra. Kosecki biegł ile sił w nogach w stronę naszej bramki. Co rusz spoglądał na lecącą w górze z niebezpieczną prędkością piłkę. 20 metrów od bramki, 10, 9, 8.... Zdawało się, że ten okrągły przedmiot wpadnie do bramki, pozbawiając nas jakichkolwiek marzeń, lecz Kosa w pełnym biegu wyskoczył w górę robiąc salto. Na nasze szczęście piłka odbiła się od jego nóg i poszybowała w drugą stronę, gdzie przejął ją na max'a zdziwiony Łukasz. Nie tracąc czasu posłał piłkę w pole karne przeciwników, gdzie czekała już duża ilość piłkarzy w czerwonych strojach. Stał się cud, gdyż nasz obrońca tak podkręcił piłkę, że ta zmyliła naszych piłkarzy jak i piłkarzy drużyny przeciwnej, a także ich bramkarza. Futbolówka odbijając się od kępki trawy zmieniła tor lotu i wpadła w lewy, dolny róg bramki. Nikt na początku w to nie wierzył, Łukasz stał w osłupieniu, do tego momentu aż podbiegł do niego uradowany Kuba. Biało - Czerwoni mieli niezły zaciesz, co się im dziwić to już drugi mecz, w którym dokonali rzeczy niemożliwej. W euforii radości opuścili boisko i zeszli do szatni.
- I to się nazywa gra panowie! Jednak macie jajca! Tak trzymać, a teraz przebierajcie się i do hotelu, bo jutro jedziemy do Lyonu, a po jutrze gramy mecz z Danią! Gratuluję! - krzyczał czerwony z radości trener
- Spokojnie, trenerze, jeszcze wszystko się może zdarzyć. Musimy wygrać lub chociaż zremisować z Danią żeby wyjść z grupy, a to wcale nie będzie takie łatwe zadanie... - zamyślił się Kuba
- Dacie radę! Teraz dokonujecie rzeczy niemożliwych! Mam nadzieję, że nikt nie zmarł na zawał oglądając dzisiejszy mecz, bo ja byłem bliski. - zaśmiał się i opuścił pomieszczenie
  Chłopaki dużo żartowali. W szatni panowała miła atmosfera. Razem udali się do hotelu, a ich wieczór, a właściwie to już noc, wyglądała podobnie jak przedwczorajszy. Kolacja, rozmowa z rodziną i oczywiście nic innego jak błogi sen....

                                               

Po tym rozdziale widzicie jak na mnie działa zwycięstwo moich ulubionych drużyn :D

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 3

16.06.2016.r.

  3 dni zgrupowania i treningów minęły chłopakom na motywowaniu i dawaniu wskazówek kolegom. Łukasz, Robert i Kuba mogli być z siebie dumni, gdyż sprawili, że reprezentacja się zgrywała i co najważniejsze, zaczęła wierzyć w zwycięstwo.
  Nadeszła ta chwila, a dokładniej ostatnia godzina do meczu. Nie powiem, naszym orzełkom pewności siebie nie brakowało. Każdy zgłębiał swoje myśli i składał je do kupy słuchając ulubionych piosenek. Nadzieja i wiara, tylko one siedziały w głowach Polskich kibiców i piłkarze o tym wiedzieli, więc nie chcieli ich znowu zawieść. Siedząc w autokarze wszyscy, nawet trener (co jest nowością) rozmawiali na temat dzisiejszego spotkania z Holendrami.
                                                                  * * * * * *
Szatnia. Szatnia i cisza? Nieprawdopodobne, a jednak. Przed meczem każdy tonął w swoich myślach. Dopiero przed wejściem do rękawu kapitan zabrał głos.
- Dobra chłopaki, damy radę! Musimy powtórzyć to, co robiliśmy na treningach i wyjdziemy z tego stadionu z uśmiechem na twarzy! - motywował - Jestem pewien, że każdy z was marzy o zwycięstwie, więc pokażmy na co nas stać! Zepnijmy te nasze zady i do roboty! A teraz wychodzimy!
  I wyszli. Trybuny były zapełnione po brzegi. Polscy kibice zorganizowali przepiękną kartoniadę, przedstawiającą herb naszego kraju. Piłkarze byli pod wrażeniem. To jeszcze bardziej motywowało ich do działania. Po wyśpiewaniu hymnów, chłopcy przywitali się z przeciwnikami, a następnie Kuba, jako kapitan podszedł do arbitra głównego na losowanie stron boiska. Szczęście nam dopisało. To my rozpoczęliśmy pierwszą połowę. Minuty leciały, a wynik był nadal bezbramkowy. Lecz jak się okazało, nie warto było narzekać, gdyż Łukasz Szukała w trakcie wykonywania rzutu rożnego przez Holendrów powalił jednego z nich. Nasz obrońca dostał czerwoną kartkę, Robben zalał się krwią, bo doznał złamania nosa, a sędzia był zmuszony podyktować rzut karny, gdyż całe to zdarzenie miało miejsce w polu karnym.. Na twarzach naszych zawodników malowało się niezadowolenie. Robin van Persie ułożył sobie piłkę na jedenastym metrze, Artur Boruc spojrzał mu prosto w oczy, co w nich zobaczył? Iskierkę nadziei, którą był w stanie zgasić. Gwizdek sędziego. Rozbieg Robina, obrona Artura!.. Dobitka i gol, a z kogo buta? Wesley'a! Kapitan reprezentacji Holandii dał przykład innym zawodnikom. Niestety z boiska do szatni chłopaki schodzili rozzłoszczeni i bili się z myślami typu "Dlaczego nie podbiegłem?", "Dlaczego odpuściłem?", a w przypadku Artura "Dlaczego szybciej się nie podniosłem i nie obroniłem tej cholernej dobitki?!"
  Tak, nasz bramkarz obwiniał za wszystko siebie, chociaż co on mógł w tej sytuacji zrobić? Udało mu się obronić karnego, a że nikt nie wybił piłki to już nie jego wina.. W dwóch miejscach na raz być nie wolno...
  Trener w szatni starał się zachować spokój, ale widocznie ta sztuka mu nie wychodziła.
- Co wy odwalacie? Czy to jest piłka? To jest gra?! To jest teatrzyk w waszym wykonaniu! Chociaż nawet na takie przedstawienie bym nie poszedł! Co wy robicie?! Cyba chcemy to spotkanie wygrać, prawda? Więc grajcie, a nie! To jest reprezentacja, tu gracie dla orzełka i co najważniejsze kibiców! Widzieliście ich zawiedzione miny?! Nie? Ale ja widziałem! Więc ruszyć dupy i kurwa do roboty! Zmieniamy taktykę. Piotrek, ty będziesz wysuniętym napastnikiem, a Robert cofniętym. Wprowadzę też zmiany, a mianowicie Zieliński wejdzie za Celebana, a Krychowiak za Klicha. Dobrze słyszycie, gramy dwójką stoperów. Mam nadzieję, że wynik tego meczu się zmieni, na naszą korzyść, a teraz przebierać się, nawodnić i wio na boisko! - krzyczał Wlademar
- Tak jest trenerze! - mówili jeden przez drugiego
  Tak jak kazał Fornalik, tak też postąpili zawodnicy. Już po 10 minutach wszyscy stawili się na murawie, a arbiter główny rozpoczął drugą połowę. Mimo osłabienia, nasza drużyna miała widoczną przewagę na boisku. W 68 minucie meczu Holendrzy prowadzili atak pozycyjny, będący na naszej połowie Robin dostał podanie od Afellay'a, biegł prawą flanką lecz Łukasz szybko wyczuł intencje przeciwnika i czystym wślizgiem odebrał mu futbolówkę, po czym włączył się w akcje ofensywną. Pędził ile sił w nogach, aż znalazł się przy linii końcowej boiska. Dośrodkował piłkę w pole karne i czekał na rozwój akcji, który był dość nietypowy. Robert dosięgnął piłkę głową, posłał ją w światło bramki, ale ta odbiła się od poprzeczki, następnie wpadła pod nogi Koseckiego. Ten zaś kopnął ją prosto w bramkarza, który popisał się szczęśliwą na pozór interwencją piąstkując piłkę na 20 metr. Tam na chwilę obecną przebywał Dominik, przejął piłkę, zrobił kilka kroków w przód i zdecydował się na wyjątkowo mocny strzał, celny strzał, którym pokonał Stekelenburga. Futbolówka zatrzepotała w siatce. Euforia radości na trybunach, euforia radości w głowach zawodników, to co wtedy czuli nie jest w stanie opisać żadne słowo. Remis, ten wynik ich nie ustawiał, ale dawał nadzieje, bo do końca meczu pozostało 20 minut.
  Trener po wstrzymaniu gry zdecydował się na zmiany. Weszli "świeży" zawodnicy z masą energii do wykorzystania. Niestety znów szczęście się od nas odwróciło, a mianowicie kolejny zawodnik za nadmiar żółtych kartek wyleciał z boiska. Fatum, tak to można określić, Kolejny obrońca poszedł w diabły, a był nim Salamon. Za co dostał żółtą kartkę? Za swoją głupotę, bo po nieodgwizdanym faulu na nim zaczął kłócić się z sędzią, który uznał, że należy się mu, druga już, żółta kartka. Graliśmy w dziesięciu, nic nie wskazywało, że wyjdziemy z tego pojedynku zwycięsko, a jednak. Cuda się zdarzają i nasza reprezentacja, a właściwie, to jeden zawodnik jest tego przykładem. Doliczony czas gry, wszyscy zawodnicy naszej reprezentacji byli cofnięci na swoją połowę, lecz jednemu z nich to nie pasowało. Miał wolę walki i za wszelką cenę chciał wygrać, chciał pokazać, że Polska też może. Łukasz wygrał pojedynek główkowy, przygasił piłkę, porozglądał się, po czym podał ją do wychodzącego na czystą pozycję Roberta.. Nie! Stop, stop! To zbyt piękne. A na prawdę było tak: Łukasz wślizgiem wybił piłkę spod nóg Holendra, ucierpiał przy tym, ale krzyknął do przejmującego futbolówkę Kuby, by grał dalej. Ten postąpił tak jak przyjaciel mu nakazał. Gnał co sił w nogach, zobaczył młodego Koseckiego na skrzydle więc płaskim podaniem obdarzył go piłką. Ten wpadł w pole karne oddał strzał. Piłka odbiła się od słupka i skakała na 8 metrze boiska. Kosecki nie próżnował, podbił ją i efektownie, bo przewrotką wpakował futbolówkę do siatki. Nie możliwe, a jednak! Nikt nie wierzył w taki rozwój akcji, przeciwnicy naszej drużyny stali w osłupieniu, a sędzia zakończył to spotkanie. Niestety nie każdy zszedł z boiska o własnych siłach, gdyż Piszczu po "bliskim kontakcie" z Lensem został zniesiony na noszach.
  W szatni chłopaki nie skrywali swojej radości, a jednocześnie zdziwienia, bo co jak co, ale gdy gra się w dziewięciu z tak dobrą drużyną jaką jest Holandia i wygrać, to jest coś niewyobrażalnego. Piłkarze przebrali się i razem z trenerem pojechali do hotelu. Nikt nie miał na nic siły. Co do Łukasza, okazało się, że to tylko drobny uraz i na mecz z Irlandią będzie w pełni sił, a przecież to już za dwa dni, więc jak widzicie ta kontuzja to nie kontuzja, na szczęście. Po wejściu do miejsca zakwaterowania kadry, wszyscy mieli wspólny kierunek - restauracja. Braki trzeba było uzupełnić, a po tak wykańczającym meczu, gdzie pomocnicy, musieli zamienić się w obrońców, a napastnicy w pomocników, były bardzo duże. Kolacja była syta, ale zdrowa.
  Po północy wszyscy znaleźli się w swoich pokojach. Trzej przyjaciele nie mieli siły nawet na zwykłą rozmowę, lecz każdy z nich wchodząc do pokoju, wyciągnął telefon i wykonał połączenie do żony. Rozmowy te nie trwały jednak długo, gdyż zmęczenie wzięło górę i wszyscy po zetknięciu głowy z poduszką odpłynęli do krainy snów....

                                          (10 komentarzy i kolejny rozdział)

O Boże, nie wiem jak wyjaśnić to coś u góry, ale jak widać mam wybujałą wyobraźnię, a tytuł tego bloga mówi sam za siebie :D

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 2

13.06.2016.r.

  Następny dzień, czyli wcielenie planu w życie. Tak, nasze trio z Dortmundu miało już ułożony plan, który brzmiał następująco: "Spiąć pośladki, dać z siebie max." Niby proste, no nie? Ale patrząc na grę naszej reprezentacji trudne do spełnienia, bo niby jak w 3 dni stworzyć zgraną i pełną perspektyw drużynę? Da się?
Pewnie, że się da, tylko trzeba chcieć, a gdy się chce to się potrafi, mam rację? Dobrze, mniejsza o to, chłopcy według rozkazu trenera o godzinie 9:00 stawili się w holu. Na twarzach niektórych kadrowiczów malowało się zmęczenie jak i strach. Dziwne? Ale prawdziwe, debiutanci byli wystraszeni, gdyż swój pierwszy mecz mieli rozegrać na Parc des Princes w dodatku z bardzo wymagającym przeciwnikiem jakim bez wątpienia byli Holendrzy. Kiedy już wszyscy zebrali się w wyznaczonym miejscu swoją przemowę, poprawka, swoją wyjątkowo krótką przemowę zaczął trener.
- Pakować się do autokaru, wszystkie informacje związane z nadchodzącym spotkaniem podam na stadionie.
  Łukasz, Kuba i Robert patrzyli na kolegów badawczo. Ich dzisiejszym zadaniem było dowiedzieć się jaki poziom prezentują. Niby łatwe, a jednak trudne, gdyż na chwilę obecną w kadrze znajdowało się więcej debiutantów niż rasowych piłkarzy, dlatego chłopcy praktycznie nic sensownego o nich nie wiedzieli..
  Piętnaście minut później Polscy piłkarze podziwiali wielki i wyjątkowo piękny stadion klubu PSG.
- Chłopaki, chodźcie tu! - usłyszeli krzyk trenera
  Wszyscy posłusznie udali się na ławkę rezerwowych.
- Więc tak, ustawienie to 4-4-2, w wyjściowej jedenastce znajdą się następujący piłkarze: Boruc - Piszczek - Salamon - Szukała - Celeban - Furman - Kosecki - Klich - Błaszczykowski - Lewandowski - Grzelczak, mam nadzieję, że nie zawiedziecie. Co do stylu gry, grajcie twardo, decydujcie się na strzały z każdej pozycji, ale też gdy będzie trzeba, grajcie szeroko skrzydłami, wyprowadzajcie kontrataki i starajcie się grać na jeden lub dwa kontakty. Lewy i Piter macie wspierać pomocników, zaś pomocnicy zmuszeni będą cofać się do obrony. Pressing... Pressing jest bardzo ważny, dlatego też stosujcie go na całym boisku, styl krycia oczywiście indywidualny. Zrozumieliście? - spytał błądząc wzrokiem po twarzach piłkarzy
- Zrozumieliśmy trenerze. - stwierdził za wszystkich Kuba
- W takim razie zaczynamy trening! Na początek 5 kółeczek! Raz, raz, raz! - krzyczał motywująco
  Piłkarze szybko uporali się z wyznaczonym przez selekcjonera zadaniem, więc dostali kolejne i następne, aż w końcu nadeszła tak bardzo oczekiwana chwila, a mianowicie mecz sprawdzający możliwości każdego z nich. Kapitan, spojrzał znacząco na przyjaciół, którzy z emocji aż zatarli ręce. Trener rozdzielił kadrowiczów na dwie drużyny. W jednej byli piłkarze z ławki rezerwowych, a w drugiej wyjściowa jedenastka na mecz. Z minuty na minutę robiło się coraz ciekawiej. Robert, jako napastnik sprawdzał pomocników, a dokładniej, to ich podania. Kuba, robił to samo z obroną, a Łukasz dawał wskazówki kolegom z defensywy. Wszystko szło po myśli chłopaków, spokojnie wykonywali swój cel, oceniając kolegów. Po dwóch, bardzo męczących godzinach treningu, piłkarze wrócili do hotelu. Zjedli pożywny obiad i udali się do pokoi, by odpocząć, jednak Kuba stwierdził, że najlepiej byłoby teraz sklecić zebrane na treningu informacje i spostrzeżenia. Razem z Robertem i Łukaszem postanowili spocząć na kanapie u Roberta.
- I co? - spytał klaszcząc w ręce Kuba
- Właśnie upewniłem się w stwierdzeniu, że jesteśmy w stanie wygrać te rozgrywki. - oznajmił Łukasz
- Tak, ja również. Nasza drużyna ma charakterek. Chłopaki grają z wyczuciem, nie jest tak źle. - poparł go Robert - A ty, co o nich sądzisz? - zwrócił się do kapitana
- Mogłoby być lepiej, ale nie narzekam. - rzekł poważnie Błaszczu
- Damy radę. - Lewandowski wyszczerzył swoje ząbki
- Obyś się nie mylił.. - poklepał go po plecach
- Kubuś, odpręż się! Przed nami jeszcze 3 długie dni, na poprawienie stanu drużyny. - poczochrał jego włosy Łukasz
- Racja, nie ma co się przejmować, a teraz sorry chłopaki, ale zmęczony jestem, idę spać. - oznajmił wstając z kanapy
- Żartujesz? Przecież dopiero 14:20... - uśmiechnął się Piszczu
- Nie, wam też radzę się przespać. - skwitował rozdrażniony
- Okej, jak sobie chcesz, my pójdziemy w twoje ślady, prawda Łukasz? - spytał niebieskooki szatyn
- Jasne, w sumie to sam przysypiam na stojąco, a właściwie siedząco. - opuścił pokój kolegi
  Regeneracja sił po treningu? Jak najbardziej wskazana. Po co chłopcy mają się męczyć skoro mogą spokojnie udać się do krainy snów? Właśnie. Wszyscy zasnęli szybciej niż się tego spodziewali. Ich sen też trwał dłużej, niż przewidywali, ale co tam obudzić się w sam raz na kolację nie jest źle.
  Cała kadra spotkała się w hotelowej restauracji na lekkiej kolacji. Szybko spożyli posiłek i wrócili do pokoi. Żadnemu z nich nie chciało się spać, ale co się dziwić, przecież dopiero wstali.
  Łukasz zadzwonił do żony i córeczki na Skypie, zaś Robert i Kuba postanowili się odprężyć, lecz każdy na swój sposób. Reprezentacyjna dziewiątka wzięła się za oglądanie meczu Borussi Dortmund z Hannoverem 96, za to Kubuś postawił na gorącą kąpiel.
  Gdy chłopcy, a właściwie mężczyźni skończyli te czynności, po raz kolejny tego dnia zostali objęci ramionami Morfeusza...

                                              (10 komentarzy i kolejny rozdział)

Przepraszam za to coś u góry, zupełnie inaczej sobie wyobrażałam ten rozdział.. No ale cóż i te gorsze się zdarzają..  Czekam na szczerą opinię :D

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 1

  12.06.2016.r.

  Dziś rozpoczynało się zgrupowanie reprezentacji Polski w Paryżu. Łukasz i Kuba czekali na lotnisku w Dortmundzie na Roberta, który jak zwykle przyszedł spóźniony.
- Co z tobą? Robert, spóźniłbyś się! Za 2 minuty mamy odprawę. - skarcił go Kuba
- Sorry, żegnałem się z Anką. - wytłumaczył z chytrym uśmieszkiem na twarzy
- Dobra, szczegółów znać nie chcemy, no nie Kuba? - spytał przyjaciela Łukasz
- Nie, nie chcemy, a teraz chodźmy, bo nam samolot ucieknie. - kapitan jak zwykle zachował powagę
  Lot mijał im spokojnie. Znów, każdy z nich rozmyślał o zbliżających się meczach. Nad głową Łukasza zapaliła się czerwona lampka, gdyż zapomnieli o najważniejszym, a mianowicie nie sprawdzili jak spisują się na boisku ich koledzy. Piszczek nerwowo szturchnął w ramię Kubę, który jeszcze przed chwilą smacznie pochrapywał.
- Stary! Pogięło cię? - zapytał wkurzony Jakub
- Słuchaj, przecież my nie sprawdziliśmy naszej kadry! Nawet nie wiemy kogo oprócz nas powołał Fornalik, a sami meczu nie wygramy! - gestykulował obrońca
- Masz całkowitą rację, ale to nadrobimy na treningach.. W końcu pierwszy mecz dopiero za 4 dni, jakoś się zgramy.. - uspakajał go Błaszczykowski
- O czym tak rozprawiacie? - spytał Robert ściągając słuchawki
- Dowiesz się na pierwszym treningu. - rzekł nadal poddenerwowany Piszczu
- Okej, w takim razie nie wnikam.. - Lewego znów pochłonęła lecąca z słuchawek muzyka
  Po półtorej godzinie wylądowali na ogromnym lotnisku. Szybko uporali się ze znalezieniem swoich walizek i zamawiając taksówkę udali się do hotelu, w którym miała przebywać reprezentacja. W holu czekał na nich trener. Po jego minie można było wywnioskować, że nie jest zadowolony.
- No w końcu się pojawiliście! Spóźnieni o całą godzinę! - wyjechał z pretensjami
- Spokojnie, to przez te korki.. - próbował wyjaśnić Kuba
- Ty mi teraz nie mów o butach! To jest najmniej ważne! - trener nie zrozumiał
- Korki na drogach trenerze, samochodowe. - stwierdził rozbawiony Łukasz
- Ach tak! Dobra, idźcie do pokoi. Jutro o 9:00 zbiórka tutaj w holu. - zakomunikował Waldemar
  Chłopaki oddalili się w ciszy, którą przerwał Robert.
- Boże, co go ugryzło! - złościł się
- Pewnie jest zmęczony i jeszcze musi czekać na wszystkich w holu... - kapitan zabrał głos
- W końcu my też w tej chwili marzymy tylko o gorącej kąpieli i cieplutkim łóżeczku.. - oznajmił obrońca
- W sumie co racja, to racja. Jutro pierwszy trening, trzeba się wyspać. - napastnik stanął przed swoim pokojem - To, do jutra chłopaki.
- Na razie. - zaśmiali się kierując swoje kroki w stronę hotelowych pokoi przydzielonych przez trenera
  Zmęczenie wzięło górę, w przypadku Kuby i Roberta, gdyż oni zaraz po wejściu do pokojów zdjęli ubrania i każdy z nich położył się na łóżko. Za to Łukasz wyjął laptopa i połączył się na Skypie z żoną Ewą. Ich rozmowa nie trwała długo, gdyż Ewę zaczęła wołać mała Sara, córka piłkarza. Łukasz mimo pozorów, strasznie przeżywał rozstanie z rodziną, na czas owych rozgrywek. Prysznic, tak, gorący prysznic, on potrafił odwieść piłkarza od stresu i myśli związanych z rodziną. Podstawowy obrońca reprezentacji, po odprężeniu, rozpakował swoje rzeczy i podobnie jak jego koledzy, odpłynął do krainy snów.

                                            (10 komentarzy i kolejny rozdział)

                                           (zachęcam do obserwowania bloga)

1 rozdział napisany :D 
Jest to moje pierwsze opowiadanie pisane w narracji 3-osobowej :D
Cóż, trzeba się rozwijać :D

wtorek, 29 października 2013

Prolog

  29.05.2016.r.

Trzej podstawowi reprezentanci naszego kraju siedzieli w salonie u Kuby oglądając losowanie drużyn do poszczególnych grup na Euro 2016. Kiedy losowanie dobiegło końca każdy z nich odczuwał coś innego..
- I co chłopaki, grupa B będzie nasza! - Robert uśmiechnął się szelmowsko
- No nie wiem... Holandia, Dania i Irlandia to nie są słabi przeciwnicy.. - zgasił go Kuba
- Wiecie co? Damy radę, nie możemy zawieść kibiców.. Przecież ciągle przegrywamy lub remisujemy! Musimy to zmienić! - uniósł się Łukasz
- Fakt faktem, dobrze gadasz, zepniemy pośladki. - blondyn poklepał go po plecach
- Już za dwa tygodnie zgrupowanie w Paryżu, będziemy zmuszeni się oszczędzać przez ten czas i dać z siebie wszystko grając dla orzełka. - motywował Łukasz
- Oj tak, czuję, że nam się uda. - zakończył Robert
  Chłopaki chcieli zrobić coś, co zapisałoby się w historii futbolu ich ojczyzny, mieli wielkie nadzieje na zagranie w finale tych prestiżowych rozgrywek. Snuli plany co do zagrań i krycia, wieczorami spotykali się w domu kapitana i "prześwietlali" przeciwnika. Ich zaangażowanie dziwiło wszystkich, bo przecież to tylko Polska, oni zawsze nawalają, lecz Łukasz, Robert i Kuba wiedzieli, że tym razem nie odpuszczą i w każdym meczu zagrają na 100%, ale czy uda im się osiągnąć cel?

                                               (10 komentarzy i kolejny rozdział)

No to mamy początek :D
Jak wam się podoba? 

sobota, 21 września 2013

Bohaterowie

Główni bohaterowie




Łukasz Piszczek - Lat 31. Polski piłkarz grający na pozycji obrońcy.

Robert Lewandowski - Lat 28. Polski piłkarz występujący na pozycji napastnika.

Jakub Błaszczykowski - Lat 31. Polski piłkarz grający na pozycji pomocnika.

                                        i inni reprezentanci Polski w piłce nożnej.....


(Rozdziały zaczną się pojawiać kiedy skończę ten blog -----> http://nowe-miasto-nowe-zycie.blogspot.com/)