niedziela, 19 stycznia 2014

Epilog

[..] Kibice wstrzymali oddech. Futbolówka nabrała niezwykłej rotacji. Wojtek, niczym pan sprężynka odbił się od podłoża i z wielkim trudem sparował ją na rzut rożny. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Kolejne minuty dłużyły się niemiłosiernie. Nieszczęście przepełniało naszą obronę, gdyż 8 minut przed końcem Kamil został brutalnie sfaulowany i jak się później okazało zerwał więzadło krzyżowe. Potrzebna była natychmiastowa zmiana. Fornalik bez najmniejszego namysłu na murawę wysłał Łukasza, który przejął opaskę kapitańską. Gra diametralnie się poprawiła. Piszczek zaczął włączać się w akcje ofensywne, ale też pilnował defensywy.   Ostatnia minuta. Stan spotkania 1:0 dla Portugalii. Nic nie wskazywało na to, że wynik miałby ulec zmianie, a jednak. Zdeterminowany Kuba czystym wślizgiem przejął futbolówkę jednocześnie posyłając ją pod nogi Dominika. Ten zaś wykonał dośrodkowanie w pole karne, które było na tyle celne, że Robert ze spokojem posłał ją do siatki. Euforia radości na murawie jak i na trybunach nie miałaby końca, lecz trzeba było przejść jeszcze przez doliczony czas gry. Sędzia główny po raz kolejny zagwizdał. Doliczył też 4 minuty do podstawowego czasu gry. Przetrzymywaliśmy piłkę, lecz chwila nieuwagi sprawiła jej utratę i kontratak Portugalii. Łukasz pędził co tchu w stronę bramki, żeby tylko wybić piłkę. Niestety, naszym katem okazał się Cris, który strzałem z płaskiego podbicia pokonał naszego bramkarza doprowadzając swój zespół do wygranej. Arbiter główny zakończył te spotkanie, a nasi zawodnicy z nietęgimi minami i łzami w oczach opuścili plac gry na tarczy.. Pogratulowali Portugalczykom i zeszli do szatni, gdzie czekał na nich trener.
- No cóż nie udało się, ale walczyliście i to było widać. Wiem, że to jest po części moja wina, bo bez Łukasza to nie to samo. Trudno, nie udało się, może następnym razem będzie lepiej. Najwyraźniej to jeszcze nie ten czas, a zwycięstwo z drużyną Portugalii było naturalnie nierealne.....

                                                                 The End.

No cóż, to już koniec historii o naszej kadrze, ale na pewno napiszę jeszcze nie jedno opowiadanie o którymś z reprezentantów naszego kraju. 
Teraz chcę wam bardzo podziękować za wszystkie opublikowane komentarze jak i wyświetlenia. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.  Zakończyłam to w ten sposób, ponieważ było mało wyświetleń i komentarzy ;/ Gdyby nie to, byłoby trochę więcej rozdziałów :)
Proszę o to by każdy kto czytał to opowiadanie zostawił pod tym wpisem ślad po sobie w postaci komentarza :D Byłabym wam za to bardzo wdzięczna :D

                     :D   Zapraszam też na moje inne blogi   :D



niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 10

24.06.2013.r.

  10 godzina, wszyscy, no, prawie wszyscy, bo oprócz Łukasza, przybyli do pokoju Grześka. Nikt o nic nie pytał, tylko Krychu rozpoczął swój nienaganny monolog.
- Słuchajcie. Ściągnąłem was tutaj z myślą o naszym obecnym kapitanie. Pewnie zauważyliście, że trener miał go wczoraj w dupie, a on chciał ustalić z nim kilka, naprawdę ważnych spraw co do dzisiejszego meczu. Chciałbym abyśmy teraz omówili taktykę i ustawienie. Wiem, że to do naszych obowiązków nie należy, że my jesteśmy tylko wykonawcami, ale możemy zrobić wyjątek. Łukasza z nami nie ma, bo nie chcę żeby miał kłopoty przez nasze wybryki, bo jak nie daj Boże przegramy ten mecz, to cała wina będzie zrzucana tylko i wyłącznie na niego, więc do tego dopuścić nie możemy, rozumiecie? - spytał na co chłopaki twierdząco przytaknęli
- Damy z siebie wszystko. Chociaż wiem, że łatwo nie będzie, bo to w końcu Portugalia, ale możesz na nas liczyć. - stwierdził Robert
- Tak, jesteśmy jak najbardziej za tą myślą. - poparł Domi
- Jak dla mnie świetny pomysł chłopaki, ale do urodzin trenera zostało jeszcze bardzo dużo czasu. - ku zaskoczeniu piłkarzy Wojtek zmienił temat
- Jaki pomysł? O co chodzi? - wtrącił Łukasz wychylający się zza drzwi
- Chcemy zrobić niespodziankę urodzinową trenerowi i właśnie obmawialiśmy niektóre sprawy. - uśmiechnęli się niepewnie
- No dobra, ale i tak wiem, że to nie o to chodzi. Teraz mamy iść na śniadanie więc do restauracji, ale już! - nakazał wystraszonym kompanom
                                                                          * * * * * *
  25 minut, dokładnie 15 000 sekund pozostało do półfinałowego spotkania między reprezentacją Polski i Portugalii. Piłkarze przebrali się w szatni, byli już po rozgrzewce, czekali na trenera, lecz ten długo się nie pojawiał. Nagle po pomieszczeniu rozległ się doskonale znany dźwięk Łukaszowi, a mianowicie znak, że dzwoni jego przyjaciel.
- Dobra chłopie! Niedługo wychodzicie! Dawaj na głośnomówiący!
  Piszczu posłusznie wykonał polecenie Kuby i jego głos rozlegał się już po całej szatni.
- Słuchajcie mnie uważnie! Ten mecz to jedyna szansa na pokazanie naszych umiejętności! Dajcie z siebie 120% i mimo niekorzystnego wyniku nie poddawajcie się, tylko walczcie do końca! Zapamiętajcie te słowa "Nadzieja umiera ostatnia!" Teraz też tak będzie! Nie zawiedźcie tabunu kibiców, którzy specjalnie pojechali do Paryża! A teraz wio na boisko, bo już się transmisja zaczyna! Trzymam kciuki! - rozłączył się
- Słyszeliście co powiedział Kuba! Zepnijmy poślady i dajmy z siebie max! - kontynuował Łukasz
  Wtem do szatni wszedł zdenerwowany Fornalik.
- Chłopaki! Zmiana planów! Łukasz, nie wyjdziesz w pierwszym składzie, Kamil przejmujesz opaskę kapitańską. Nie zadawajcie zbędnych pytań i na boisko!
- Ale trenerze! Przecież jak Łukasz nie zagra to nasze ustawienie szlag trafi! - bulwersował się Robert
- No i co z tego! Dzisiaj grajcie wolną amerykankę! Róbcie co chcecie byleby zaskoczyć przeciwnika. - wyszedł z szatni
  Tuż za nim ruszyli zawodnicy. Arbiter główny rozpoczął mecz. Pierwsza połowa była niespokojna, niespokojna dla naszego zespołu. Jedna składna akcja Portugalczyków w 41 minucie przyniosła im bramkę. Obrona bez, Łukasza można by rzec, nie funkcjonowała, a na ławce rezerwowych panował szał, szał złości i niezadowolenia, bo jak tu się cieszyć gdy drużyna przegrywa w tak ważnym spotkaniu, z tak ważnym przeciwnikiem, jakim niewątpliwie była Portugalia. To był sprawdzian. Sprawdzian dla Polskich piłkarzy mający na celu zobaczenie czy podołają zadaniu i nie poddadzą się, tylko będą walczyć, walczyć do końca. Pierwsze 45 minut dobiegło końca, a zawiedzeni zawodnicy zeszli do szatni.
- Wiem, że jest wam ciężko bez Piszczka, ale myślę, że jeszcze trochę wytrzymacie... - powiedział Fornalik po czym wymknął się zostawiając piłkarzy w niezłym osłupieniu
- O co mu dzisiaj do cholery jasnej chodzi?! Mam tego dość! Chcę wam pomóc i czuję, że mogę to zrobić, ale kurwa nie mogę, bo trener nie chce dać mi szansy! Co jest grane?! - pieklił się Piszczu - Ja muszę wyjść na boisko!
- Ja wiem co zrobić, ale o tym dowiecie się w trakcie. - Kamil wbił wzrok w podłogę
  Przerwa minęła niezwykle szybko i nadeszła pora na drugie 45 minut gry, od których zależał dalszy los naszej drużyny. Pierwsze minuty po przerwie tak samo jak i przed nią należały do Portugalczyków. Nasza ofensywa i defensywa nadal nie mogła nijak współgrać.
  Nagle 15 minut przed końcem tego spotkania rozpędzony Ronaldo gnał lewą flanką w stronę pola karnego. Z łatwością ograł Kamila zwodem w prawą stronę, jego szarża trwała w najlepsze, aż oddał strzał z dystansu. Piłka niczym błyskawica, leciała w światło bramki. Kibice wstrzymali oddech.....

                                       

A co mi tam :D Napięcie rośnie :D 

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 9

23.06.2016.r.

  Nastał nowy dzień. Wpadające promienie słońca delikatnie muskały twarze Polskich piłkarzy. Wszyscy leniwie wstali z łóżek i powędrowali do hotelowej restauracji. Robert, Łukasz, Grzesiek i Wojtek zasiedli razem przy stole znajdującym się w samym rogu ogromnej sali. Obecny kapitan reprezentacji począł rozglądać się po pomieszczeniu.
- Czego.. Yyy... Raczej, kogo szukasz? - jąkała się reprezentacyjna dziewiątka
- Trenera. Dzisiaj go jeszcze nie widziałem, a muszę z nim porozmawiać odnośnie jutrzejszego meczu.. - wyjaśnił lekko się uśmiechając
- O Boże! To już jutro! Łukasz, ja czuję, że coś kombinujesz... - "pogroził" mu palcem Krychu
- Nie. To znaczy i tak, i nie. Po prostu trzeba popracować nad naszym ustawieniem.. W końcu już możesz grać Wojtek , a bramkarz w spotkaniu przeciw Portugalii się przyda. Nie sądzisz? - spytał i mrugnął do niego porozumiewawczo
- Aaa! No fakt! Idź do jego "gabinetu", może tam siedzi. - zaśmiał się Szczęsny
- Racja, to do zobaczenia później. - wstał z krzesła i udał się do pokoju numer 26

                                                                   * * * * * *
- Wejść! - krzyknął Fornalik szukając swojego krawatu
- Muszę z panem porozmawiać.. - rozpoczął niepewnie Łukasz
- Jak widzisz teraz jestem zajęty. Porozmawiamy w samolocie, a teraz idź się pakować, bo za godzinę mamy samolot
- No dobrze... W takim razie idę. - poddał się i zrezygnowany opuścił kwaterę Waldemara
  Szedł rozległym korytarzem i rozmyślał, rozmyślał na wiadomy temat. Chciał by reprezentacja pod jego wodzą osiągnęła sukces i dążył do tego, cholernie do tego dążył, lecz niektórzy ludzie nie ułatwiali mu tego. Łukasz nie chciał zawieść swojego kontuzjowanego kolegi i miał nadzieję, że ta sztuka mu się uda. Wchodząc do pokoju usłyszał znajomy mu dźwięk, a mianowicie dzwoniła jego komórka. Na ekranie wyświetlał się napis "Kuba". Obrońca nie zastanawiając się ani sekundy nacisnął zieloną słuchawkę.
- Cześć Piszczu! Co tam u was? - usłyszał radosny głos kumpla
- Siemka Kubuś! U nas wszystko okej... Ale jak już zapewne wiesz na czas twojej nieobecności przejąłem opaskę kapitańską. - zasmucił się
- I bardzo dobrze! Cieszę się, że to ty pełnisz teraz te funkcję. Jak się czujesz przed meczem? - spytał pewnie Kuba
- Szczerze mówiąc to mam dziwne przeczucia co do tego meczu.. Trener mnie dzisiaj zbył jak chciałem z nim porozmawiać o naszym ustawieniu i w ogóle jest jakoś dziwnie... - wyjaśniał mętnie
- Trener już taki jest, jego nie zmienisz.
  Łukasz czuł, że na twarzy jego kompana maluje się teraz wielki, szczery uśmiech.
- Racja... - przyznał drapiąc się po brodzie - Kuba, ja już muszę kończyć, bo ktoś się dobija do drzwi, wiesz jak to jest przed wylotem. - zaśmiał się
- Wiem, wiem, leć. Zadzwonię do ciebie jutro, by przez telefon dać ci, a właściwie to wam, bo każe ci włączyć na głośnomówiący, mocnego, przedmeczowego kopa i dawkę motywacji.
  Piszczek nie zdążył mu odpowiedzieć, bo ten już się rozłączył.
  Pukanie do drzwi stawało się coraz głośniejsze, a co za tym idzie zdenerwowanie Łukasza rosło. Nie orientował się po co tyle hałasu, przecież i tak zaraz musiałby wyjść, ale gdyby od początku wiedział o co chodzi nie zastanawiałby się ani chwili i popędził otworzyć drzwi.
- Łukasz! Chodź szybko do holu! I weź swoje rzeczy! - krzyczał do niego Szczęsny
- Ale co jest?! Pali się?! - Piszczu stanął w drzwiach z miną typu "Wtf?!"
- Tak! Piętro nad nami jest całe w płomieniach! No chodź już! - złapał go za ramię i razem udali się w stronę schodów
  Wojtek znany był już z nie takich dowcipów, lecz gdy chłopaki znaleźli się poza hotelem, a Łukasz zorientował się, że to tylko zwykły blef nie był z tego zadowolony i jemu, jako jedynemu nie było do śmiechu.
- Ej, no! To jest nie fair! - pieklił się Piszczu
- Może fair nie jest, ale jakie śmieszne. - zaczął Fornalik - Dobra chłopaki, koniec żartów lecimy na podbicie Paryża!
                                                                     * * * * * *
  Lot do miasta zakochanych minął spokojnie, bez żadnych problemów. Łukaszowi znów nie udało się porozmawiać z trenerem, gdyż ten zbył go mówiąc, że jest padnięty. Nikt nie wiedział o co chodzi Waldemarowi, ale ten czuł, że ten mecz do łatwych należeć nie będzie i szykował niespodziankę dla Portugalczyków, o której, ku niekorzyści naszych piłkarzy, miał obwieścić dopiero w dniu jutrzejszym. Zmęczenie, to dało się wyczuć na kilometr, gdy tylko członkowie naszej reprezentacji wyszli z autokaru. Hotel ku uciesze Piszcza nie stał w płomieniach, więc spokojnie udał się do pokoju. Robert i Wojtek udali się do restauracji, a po chwili dołączył do nich Krychu.
- Musimy pomóc Łukaszowi.... - zaczął pewnie upijając łyk kawy
- Ale powiedz jak i w czym. - uśmiechnął się lekko Lewy
- Zobacz, stara się jak może, a trener ma go dzisiaj głęboko gdzieś. Zbierzmy chłopaków na przykład... Jutro o 10:00 w moim pokoju i zmotywujmy ich do działania, trzeba jakoś podnieść Łukasza na duchu. Chyba widzieliście jaki był przybity w samolocie... - wyjaśniał
- Racja, to co? Jutro o 10 u ciebie tak? - spytał Wojtek
- Tak, a teraz spać, bo jutro nie wstaniecie śpiochy. - zaśmiał się wstając od stołu

                                 

Kurde, ale powiało nudą :D No ale cóż już niebawem opis meczu, więc obiecuję, że będzie ciekawie :D

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 8

22.06.2016.r.

  Ćwierćfinał + Polska reprezentacja to nieprawdopodobne, ale jakie prawdziwe. Wypoczęci i pozytywnie nastawieni chłopcy pojechali na poranny trening. Waldemar dawał im ostatnie wskazówki odnośnie meczu, a później, później kazał im iść do fizjoterapeutów, masażystów i psychologów. Ot, co taka zmiana. Nikt nie protestował, lecz chłopcy byli szczęśliwi, że w końcu nikt nie będzie im prawił kazań przed tak ważnym dla nich, jak i kraju meczem.
                                                                          * * * * * *
   Mecz rozpoczął się punktualnie o godzinie 20:45. Pierwsze minuty były nerwowe. Oby dwa zespoły popełniały liczne, proste błędy, ale żaden z nich nie stracił bramki. Robert miał trudne życie w tym spotkaniu, bo kryło go dwóch zawodników, także nijak nie mógł przejąć podania, a co dopiero pomyśleć o zakończeniu akcji.
  W 37 minucie zawodnik z numerem 23 na koszulce popełnił brutalny faul na naszym kapitanie, który leżał na murawie zwijając się z bólu. Na szczęście cierpienie Łukasza nie poszło na marne, gdyż owy zawodnik dostając czerwoną kartkę wyleciał z boiska. Piszczek również musiał opuścić plac gry, lecz gdy służby medyczne opatrzyły i zszyły jego rozcięty łuk brwiowy, znów powrócił na boisko. Pierwsza połowa nie przyniosła żadnych skutków. Piłkarze z mieszanymi uczuciami zeszli do szatni.
- Wymęczyliście ich, ale sami też pierwszej świeżości nie jesteście więc oszczędzajcie siły na sam koniec. Grajcie pressingiem, lecz tylko na własnej połowie. Ogólnie to nie mam zastrzeżeń co do gry. Jedynie musicie szybciej wyprowadzać kontrataki, bo te, które przeprowadzaliście w pierwszych 45 minutach, były zbyt powolne żebyście cokolwiek z nich wyciągnęli, rozumiecie? - spytał retorycznie - A teraz uzupełnijcie płyny, przemyślcie to, co teraz powiedziałem i wygrajcie ten mecz! Bo jak nie... To jutro na treningu was wykończę! - krzyknął na odchodne trener
- Dobra chłopaki, jest ciężko. Nie oszukujmy się, bo każdy z nas wie, że kolejne minuty będą jeszcze trudniejsze, ale nie możemy się teraz poddać! Za daleko doszliśmy by to spartolić!. Jest to dla nas wielka szansa, którą musimy bezwarunkowo wykorzystać, po prostu nie możemy jej zaprzepaścić! Wierzę w wejście do półfinału! Pokażmy Czechom, kto jest górą! - krzyczał motywująco Łukasz
- Pokażemy!! - zawtórowali mu koledzy
- I tak trzymać, a teraz chodźmy zamienić nasze słowa w czyn! - rzekł otwierając drzwi szatni - Zróbmy to dla kibiców i co najważniejsze nie zawiedźmy Kuby, który teraz nam kibicuje!
- Masz całkowitą rację! Zmieciemy ich!
- Rozgnieciemy jak karaluchy!
- Po prostu damy z siebie więcej niż w 1 połowie!
- I takie podejście mi się podoba, a teraz wychodzimy panowie!
  Druga połowa rozpoczęta. Czesi nie mieli zamiaru się poddawać. Wynik bezbramkowy napędzał oby dwa zespoły. Mieliśmy szansę na objęcie prowadzenia po indywidualnej akcji Lewandowskiego, lecz piłka o centymetry minęła się z poprzeczką. Jak to jakiś mądry człowiek powiedział "Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić." i tak też było w tym przypadku. Po wznowieniu gry przez Petr'a Cech'a futbolówkę przejął rozpędzony Rosicky, który lewą stroną popędził w stronę bramki. Wdarł się w pole karne i oddał strzał, bardzo mocny strzał, lecz piłka nie trafiła do siatki lecz odbiła się od pleców Łukasza, po czym wpadła pod nogi osłupiałego Klicha. Ten nie zastanawiając się długo posłał ją na wolne pole. Robert kontra trzech obrońców reprezentacji Czech. Dwóch z nich chciało wziąć go w kleszcze lecz ten szybko im odskoczył i popędził za wolno toczącą się piłką. Przechwycił ją. Spojrzał w pole karne gdzie z obrońcami przepychał się Furman. Padło dośrodkowanie na 8 metr. Dominik odbił się ile sił od podłoża, dosięgną piłkę głową i posłał ją do siatki. Ciśnienie w żyłach naszych zawodników automatycznie spadło. Na trybunach panował dziki szał, to samo działo się w głowach Czeskich zawodników, a jedyną różnicą było to, że na trybunach panował szał radości, a w głowach piłkarzy szał złości. Arbiter główny wznowił grę. Polscy piłkarze uśpieni w słodkim letargu pogubili się w grze, co szybko wykorzystali przeciwnicy i doprowadzili do remisu po 1.
  Podstawowy czas gry powoli dobiegał końca, a nic nie wskazywało na jakikolwiek przełom. Sędzia doliczył do niego 3 minuty, 3 minuty, które miały zadecydować o tym kto wejdzie do półfinału, 3 minuty przez które niewiele się wydarzyło i nadszedł czas na 30 minutową dogrywkę.
  W szatni panował strach, strach przed porażką. Łukasz czuł potrzebę ogarnięcia zespołu i doprowadzenia go do pionu.
- Cisza! - wrzasnął - To, że jest dogrywka nic nie znaczy! Grajmy tak, jakby to była kontynuacja 2 połowy i koniec kropka! Zachowujecie się gorzej niż dzieci! Skupcie się! Przygotujcie psychicznie i zepnijcie te wasze szanowne zady! Nie odpuścimy i damy z siebie max ja to wiem i wy też to wiecie! - cały czas krzyczał - A teraz pokażmy na co nas stać i skopmy im tyłki... - powiedział nieco spokojniej
- Damy radę chłopaki! - podchwycił Robert
- Nie ma na co czekać, musimy złapać wiatr w żagle i chwycić zwycięstwo! - podsycał atmosferę Dominik
- Wychodzimy chłopaki! - wrzasnął trener wychodząc z szatni
  Nastał czas dogrywki. Jeżeli w niej nie padnie żaden gol, to nadejdą rzuty karne, które nie wróżą nic pozytywnego.
  Wszyscy zawodnicy byli zmęczeni, a nawet śmiało można powiedzieć, że wycieńczeni. Po pierwszych 15 minutach uzupełnili płyny i rozpoczęli drugą połowę dogrywki. Drużyna Czeska jak i Polska miała dużo okazji podbramkowych, lecz żadna z nich nie potrafiła wykorzystać nawet 100% sytuacji.
  Cóż, rzuty karne, to one miały przesądzić o zwycięstwie którejś z dwóch drużyn. Nasza reprezentacja jako pierwsza miała podejść do wykonania 11.

                        POLSKA                                                                         CZECHY
                              O - Lewandowski                                                             O
                              O - Furman                                                                      O
                              O - Kosecki                                                                      O
                              O - Piszczek                                                                    X
                              X - Klich                                                                                  
  Ostatni głos należał do Rosicky'ego to jego strzał miał zdecydować kto dostanie się do półfinału Euro2016, to jego noga miała albo umieścić piłkę w siatce, albo posłać ją daleko w trybuny.. Dla nas korzystniejsza byłaby oczywiście opcja numer 2 lecz wszystko było teraz w rękach, a właściwie to nogach Czecha. Jeśli padłoby teraz trafne trafienie gra toczyłaby się dalej, jeśli pomocnik by sfiksował, lub nasz bramkarz obroniłby strzał bylibyśmy w półfinale... Tomas wziął krótki rozbieg, zamachnął się i wierzchnią częścią stopy uderzył w piłkę, która perfidnie odbiła się od poprzeczki i poszybowała wysoko w górę.
  Radości nie było końca. Polska drużyna w końcu awansowała do półfinału i mogła powalczyć o finał, a było ich na to stać.
- Chłopaki! Jestem z was mega dumny! Widać było, że włożyliście w dzisiejszy mecz uczucie! I to mi się podoba! Tak ma być dalej! - wrzeszczał zadowolony Łukasz
- Półfinał gramy już pojutrze z Portugalią, więc musimy dać z siebie wszystko! A teraz jedziemy do hotelu. Wyśpijcie się porządnie, bo jutro rano lecimy znów do Paryża! Od razu po przylocie zakwaterowanie, stadion i tam zajmą się wami masażyści i fizjoterapeuci! - krzyczał podniecony Fornalik
  Piłkarze wsiedli do reprezentacyjnego autokaru i udali się do hotelu. Stamtąd poszli do pokoi, a z zaśnięciem nie było żadnego kłopotu i wszyscy, bez wyjątku, przed północą smacznie spali.

                                        Zapraszam serdecznie na mojego nowego bloga! :D



Oj taaak, teraz już półfinał :D Jak wam się podoba ten rozdzialik? Czy w ogóle się podoba?

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 7

21.06.2016.r.

  Ból łydek rano był niemiłosierny, ale wszyscy dzielnie zwlokli swe ciała z łóżek i wybrali się do restauracji. Tam panował zgiełk. Łukasz nie zdążył nawet usiąść przy stole, gdyż trener gestem ręki przywoływał go do siebie.
- Co się stało trenerze? - spytał zdezorientowany
- A stało się, stało... - zaczął - Odesłałem dzisiaj Kubę do domu..
- Ale dlaczego? Co z nim? - pytał nerwowo ściskając palce
- Okazało się, że we wczorajszym meczu naderwał mięsień przywodziciela i no cóż.. Trudno mi to mówić, ale w tych rozgrywkach nam już nie pomoże..
- I co w związku z tym? - nadal pytał
- To, że to ty przejmiesz opaskę kapitana. - oznajmił klepiąc Łukasza po plecach
- Ale ja się nie nadaję na kapitana... - twierdził obrońca
- Jesteś poważny i zdecydowany, a to jest chłopakom potrzebne! Umiesz motywować, więc przejmiesz opaskę kapitańską. A teraz idź zjeść śniadanie. - powiedział odchodząc do swojego stolika
  Osłupiały Łukasz usiadł między Robertem, a Grześkiem i zaczęły się pytania.
- Co ci? Co chciał trener?
- Będę kapitanem... - wyjaśnił
- Ale jak to? Gdzie Kuba?
- W domu. - powiedział biorąc kęs kanapki
- Dlaczego?
- Naderwał mięsień przywodziciela.. - posmutniał
- Ahaa.
- Ej, stary, nie przejmuj się wszystko będzie okej, a ty na kapitana się nadajesz. - próbował pocieszyć go Krychu
- No nie wiem.. Wiecie jaki ja jestem... Cichy.. - objaśniał
- Niby tak, ale przezwyciężysz to i pokażesz trenerowi, że słusznie to ciebie wybrał na te stanowisko. - uśmiechnął się Robert
- Dzięki chłopaki. - odwzajemnił uśmiech - Teraz chodźmy się spakować i lećmy na podbój Marsylii
                                                                         * * * * * *
  W późnych godzinach wieczornych chłopaki dotarli do Marsylii, gdzie trener od razu po przylocie nakazał trening. Zmęczeni, ale pozytywnie nastawieni piłkarze udali się na Stade Velodrome, gdzie miał odbyć się jutrzejszy mecz.
- Na początek 5 okrążeń! - rozkazał rozpromieniony Waldemar
- Się robi... - powiedzieli na raz i ruszyli przed siebie
  Godzinę. Tyle trwał trening. Według Roberta i Łukasza nie był już on taki sam, bo bez Kuby to nie to samo, ale piłkarze dawali radę i z nadziejami na zwycięstwo z Czechami opuścili ten jakże piękny stadion.
  Droga do hotelu minęła bardzo szybko i wszyscy w mgnieniu oka znaleźli się w swoich pokojach. Łukasz wraz z Robertem i Grześkiem postanowili podyskutować troszeczkę na temat zbliżającego się wielkimi krokami meczu o wszystko. Ich rozmowa nie trwała jednak długo, gdyż trener usłyszał podniesione głosy dobiegające z pokoju Krychowiaka i bez pukania wparował do pokoju.
- A wy co?! Musicie się wyspać! - lamentował Waldek
- Niby tak, ale..
- Ale, ale! Nie ma żadnego "ale" do swoich pokoi, już! - nakazał rozwścieczony
- Dobrze. - przytaknęli i każdy ruszył w swoją stronę

                                             

Dupa, dupa, dupa, dupa! Nie mogłam dzisiaj sklecić żadnego porządnego zdania, a w ruch ciągle szedł Backspace.. I tak oto powstało to coś u góry, za co baardzo przepraszam..

                                                   Wesołych Świąt kochane! <3

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 6

  20.06.2016.r.

  Godzina 20:00, zostało już tylko zaledwie 45 minut do mecz Polska - Dania. Piłkarze razem z trenerem weszli do szatni, by omówić ostatnie szczegóły co do ustalonej wcześniej taktyki.
- To co panowie? Gramy ofensywnie, z resztą wiadomo dlaczego. Kosa, dzisiaj wyjątkowo w bramce, dlatego, też w środku boiska musicie stopować każde akcje Duńczyków. Co więcej.. Otóż to, iż przydałoby się w razie "w" cofać do obrony. No i to wszystko, nie zawiedźcie i grajcie na 100%, a teraz przebierać się i psychicznie przygotowywać na te spotkanie. - powiedział wychodząc z szatni
  Chłopaki ze zdziwieniem popatrzyli się na młodego Koseckiego.
- Mam coś na twarzy? - spytał rozdrażniony
- Niee.. Wszystko w porządku, tyle tylko, że masz stać w bramce.. To już jest dziwne. - dukał Domi
- Ja, nie jestem z tego powodu zadowolony, ale to tylko jeden mecz. Wytrzymam. - oznajmił zakładając korki
- Miejmy nadzieję, że się spiszesz, a teraz ubierać się i do rękawu! - uciął kapitan
  Zawodnikom nie pozostało nic innego jak posłuchać kapitana, bo to w końcu on kierował drużyną. Nikt nie był bardziej opanowany od niego, nawet Łukasz.
  Czas tego dnia mijał bardzo szybko, aż w końcu piłkarze musieli opuścić szatnie i wybiec na boisko. Stres i niepewność jak zawsze doskwierały w najlepsze, tworząc śmiertelny duet. Lecz tym razem Biało - Czerwoni dla odmiany, byli spokojni i opanowani, to ich przeciwników zżerał strach przed porażką.
  Pierwsza połowa była wyjątkowo nudna, ale wszystko szło po myśli trenera i każde akcje kończyły się w środku boiska. Duńczycy mieli chyba tą samą taktykę, gdyż oni również stopowali nas w tym obrębie. Schodząc do szatni każdy miał inne odczucia co do dalszej części meczu. Jedni myśleli "Uda się." drudzy "Nie będzie tak źle", a inni "Przegramy." Tak, również złe scenariusze przewijały się przez myśli naszych piłkarzy. Fornalik to widział i kiedy tylko weszli do szatni zaczął swoją przemowę.
- Jest dobrze, nawet powiem więcej, jest bardzo dobrze. Jeżeli będziecie grać tak przez kolejne 45 minut, to zwycięstwo, lub remis mamy jak w banku. Rzeźnik, musisz włączać się w akcje ofensywne, bo na obronie ewidentnie nie masz co robić, to samo tyczy się ciebie Łukasz. - uśmiechnął się przyjaźnie - Chłopaki, dacie radę i ja to czuję. Te rozgrywki będziemy dobrze wspominać. Co tu jeszcze... A tak! Kosa, ty też staraj się włączać w akcje ofensywne.
- Ale trenerze przecież ja jestem bramkarzem i jak wyjdę z bramki to nie będzie miał kto mnie asekurować.. - wtrącił zaskoczony
- Rób to co ci każe, dzisiaj gramy jeszcze bardziej odważnie, rozumiesz? Musimy wystraszyć przeciwnika i spróbować czegoś nowego. To co? Idziemy na drugą połowę! - krzyknął entuzjastycznie i opuścił szatnię
- Czy tylko ja mam wrażenie, że trenerowi coś odwaliło? - spytał niepewnie Robert
- Też mi się tak zdaje.. Więc, cóż nam począć, nie słuchajmy się go. - zaczął Kuba - Kosa, ty stój w tej bramce i nigdzie się z niej nie ruszaj. Łukasz i Rzeźnik tak jak zawsze na obronie, a my, my w natarciu, po prostu nie możemy pozwolić na wyprowadzenie niebezpiecznej akcji Duńczykom, zrozumieliście? - spytał kapitan łapiąc za klamkę
- Jasne, tak łatwo się nie damy. - zawtórowali mu koledzy
  Drugą połowę zaczynali nasi przeciwnicy, lecz szybko stracili piłkę. Udało nam się przedrzeć przez obronę reprezentacji Danii, Robert zdecydował się na strzał, który zdołał wypiąstkować bramkarz. Futbolówka znalazła się pod nogami jednego z Duńczyków. Biegł on środkiem boiska, gdzie akurat nie było ani jednego naszego zawodnika. Łukasz i Rzeźnik co sił biegli w jego stronę. Pierwszy wślizg wykonał Rzeźniczak, lecz był on nieskuteczny. Chwilę później to samo uczynił Łukasz, któremu udało się wyprowadzić z równowagi zawodnika z numerem 17 na koszulce. Trwało to chwilę, bo ten nie miał zamiaru się poddać i szybko podniósł się z murawy, ponownie dopadając do piłki. Młody Kosecki pewnie wyszedł z bramki, sunął wprost na rozpędzonego Duńczyka. Minął pole karne i nie miał zamiaru zwalniać, biegli na siebie, aż w końcu Duńczyk zorientował się w intencjach Kuby i bezczelnie go przelobował. Co uczynił Kosecki? Odwrócił się i począł pędzić w stronę bramki, to samo gestem ręki rozkazał swojemu imiennikowi, oraz Łukaszowi. W trzech mieli większe szanse co do wybicia piłki, która leniwie turlała się w stronę wielkiego prostokąta. Niestety, ten kto powiedział, że piłkarz nie jest w stanie dogonić piłki miał rację.. Ku naszemu niezadowoleniu futbolówka znalazła swoje miejsce między słupkami.. Nasi trzej zawodnicy byli tak bardzo rozpędzeni, że nie zdołali wyhamować. Rzeźnik, Piszczu i Kosa uczynili to samo, co przed momentem piłka, również zaplątali się w siatce.
  Do końca owego spotkania zostało zaledwie 5 minut, żaden Polak nie był z tego powodu zadowolony, lecz zbawienie nadeszło w najmniej spodziewanym momencie. Jeden z Duńczyków sfaulował Furmana 26 metrów od bramki, a sędzia odgwizdał rzut wolny i obdarzył sprawcę żółtym kartonikiem. Lewandowski, Krychowiak lub Furman, któryś z nich maił podejść do wykonania tego rzutu.
- No to co, Dominik, wszystko jest w twoich rękach. - rzekł poważnie Lewy
- Ale ja czuję, że to spieprzę! - uniósł się Furmi
- Spokojnie, Domi, oni myślą, że to ja będę strzelał, bo w końcu poprawiałem piłkę. Zrobimy taką mini kombinację, wezmę rozbieg, ale przebiegnę obok piłki, wtedy ty i Robert również, obydwoje będziecie biegnąć do oddania strzału, ale Robert w ostatniej chwili odskoczy i to ty oddasz strzał. Zrozumiałeś? - zapytał ze zdenerwowaniem Krychu
- Tak, zrobię wszystko co w mojej mocy by nie zawieść. - wstrzymał oddech
  Arbiter główny zezwolił na wykonanie stałego fragmentu gry. Krychu jeszcze raz dla niepoznaki poprawił piłkę, odliczył 5 kroków i zaczął biec w jej stronę. To samo uczynił Domi i Robert, który tak jak było zaplanowane odskoczył w prawy bok. Furman zamachnął się i mocno kopnął piłkę, która nabrała takiej rotacji, że bramkarz rzucił się w lewą stronę, a ona zmieniła kierunek i odbijając się od wewnętrznej strony słupka zatrzepotała w bramce. Chwilę później arbiter zakończył to spotkanie. Chłopaki nie kryli swojej radości, bo już nie pamiętali kiedy wyszli z grupy na jakiekolwiek ważne dla reprezentacji rozgrywki.
- Brawo panowie! Już po jutrze gramy mecz ćwierćfinałowy! Zgadnijcie z kim! - piszczał z radości Waldek
- Z Włochami?
- Ukraina?
- Hiszpania?
- Czechy?
- Bingo! Z reprezentacją Czech! Jutro po południu lecimy do Marsylii, tam odbędzie się mecz. Teraz uśmiech i do hotelu. Musicie wypocząć, bo wasze mięśnie po tym boju już na pewno ledwo zipią!
- Oj tak. - przytakiwali jednogłośnie piłkarze

                                             
Wiem, że być może zawiodłam was tym rozdziałem, ale kolejne mecze będą już ciekawsze, no i zbliżamy się do końca :D

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 5

  19.06.2016.r.

  Poranek, zawsze po meczu jest męczący, gdyż no cóż, zmęczenie i bolące nogi dają się we znaki. Piłkarze mimo wczesnej pory zwlokli się z wyjątkowo wygodnych łóżek i skierowali swoje kroki w stronę restauracji. Cały sztab trenerski czekał aż chłopaki spożyją posiłek i razem wylecą do Lyonu.
- Robert, co ty taki niemrawy dzisiaj jesteś? - spytał Kuba szturchając kolegę w ramię
- Od tego wczorajszego bronienia cały bark mnie boli.. - zaczął narzekać napastnik
- Nie dziwię ci się.. Mówiłeś to trenerowi? - spojrzał na niego podejrzliwie
- Nie, bo gdybym coś powiedział to wysłałby mnie na jakieś chore badania, co by trochę potrwało i mógłbym nie wystąpić w nadchodzącym meczu, a wiesz, że mimo moich starań kibice chcą więcej z mojej strony i wiesz co? Wcale się im nie dziwię, bo to, co pokazuję w Borussi, a to co pokazuję w reprezentacji różni się od siebie kosmicznie. - powiedział spuszczając głowę
- Ej, stary nie martw się i idź do trenera, bo zdrowie jest tu najważniejsze, nie sądzisz? - z ust kapitana ponownie wybrzmiało pytanie
- Masz rację. - przyznał wstając od stołu
  Robert z wielkimi obawami podszedł do rozprawiającego w najlepsze trenera.
- Przepraszam, że przeszkodzę, ale muszę z panem porozmawiać... Najlepiej w cztery oczy. - oznajmił wodząc wzrokiem po twarzach sztabu
- No dobrze, tak więc chodźmy. - pokazał ręką drzwi
  Waldemar poszedł z Robertem do swojego prowizorycznego na ten czas gabinetu.
- Słucham, o czym chcesz mi powiedzieć. - zaczął siadając
- Od wczoraj strasznie boli mnie bark...
- Zaraz zawołam fizjoterapeutę! Boże, ty nie możesz mieć teraz kontuzji! - przerwał mu zrywając się z krzesła
- Ale to nic poważnego, przynajmniej tak mi się zdaję. - uspakajał go Robert
- Nie, nie, nie kadra mi się rozsypuje! Wiesz co? Najlepiej będzie jak odpuszczę ci ten mecz z Danią, bo jestem pewien, że będziesz nam potrzebny w ćwierćfinale. A fizjoterapeuci zajmą się tobą jak dotrzemy do Lyonu. - oznajmił otwierając drzwi - Idź do siebie po walizki, zaraz wylatujemy
                                                                       * * * * * *
  Po godzinie 13. kadra trenera Fornalika szczęśliwie wylądowała w Lyonie. Zmęczenie się ulotniło i na twarzach zawodników pojawiły się lekkie uśmiechy. Gdy wszyscy rozpakowali swoje rzeczy udali się na Stade Gerland, stadion tutejszej drużyny. Waldemar nie oszczędzał piłkarzy przed arcyważnym meczem, tylko wyciskał z nich siódme poty. Robertem na czas treningu zajęli się specjaliści, okazało się, że nasz napastnik, tak jak przewidział trener. będzie musiał pauzować przez jeden mecz, by dojść do siebie. Lewy z kwaśną miną wszedł na murawę.
- I co? Co powiedzieli? - dopytywał się Waldemar
- Nie mogę zagrać w jutrzejszym meczu.. - wyjaśnił krótko, zwięźle i na temat
- To mamy problem.. Kto stanie w bramce? - głowił się na głos
- Może...
- Już wiem! Kosa! Po tym co wczoraj wyprawiał, może dać sobie radę! - przerwał mu po raz kolejny tego dnia
- Ale...
- Nie, nie ma żadnego "ale". Kosa! - krzyczał - Kosecki! No Kuba, no! - pieklił się
- Już idę! - odkrzyknął
- Ty. - dotknął jego klatki piersiowej palcem - Staniesz jutro w bramce.
- Trener żartuje, prawda? - zwrócił się do Roberta
- Nie, z resztą sam widziałeś, że wczoraj to ja pełniłem funkcję bramkarza... - wyjaśnił zirytowany
- Ale ja się nie nadaję! To, że zrobiłem jedno salto nic nie znaczy! - denerwował się
- A zasadził ci ktoś kiedyś kopa w dupe? - spytał Fornalik
- Nie. - stwierdził szybko
- To albo staniesz w tej cholernej bramce, albo ja sprzedam ci takiego kopniaka dupciu. - zaśmiał się
- Ej! Nie przypominajcie mi tego incydentu! To było prawie 4 lata temu, i to wszystko była wina moich spodenek! A właściwie to gumki... - plątał się
- Dobrze już dobrze.. Ty gumko. Czy chcesz, czy nie i tak jutro będziesz bramkarzem. - nakazał trener
- Okej.. - poddał się młody Kosecki
- Chłopaki! Koniec na dzisiaj! Zbieramy się, bo jutro czeka was ważny mecz, a już bardzo późno, więc na kolację i spać! - zarządził, a wszyscy zrobili dokładnie tak jak kazał

                                                   
Nudny, ale w kolejnym będzie ciekawiej, bo w końcu znajdzie się w nim opis meczu :D